III. 3 "potrzebował tylko jednego..."

438 15 0
                                    

Pogładził delikatne, rude pukle. Uśmiechnął się, przejeżdżając palcami od jej biodra po odsłonięty przez podwiniętą koszulkę brzuch. Tam rozwijało się jego dziecko. Pod sercem dziewczyny, która znaczyła dla niego więcej niż życie.

- Już nigdy nie pozwolę, aby stała wam się krzywda - wyszeptał, składając całusa na czole śpiącej dziewczyny. - Już nigdy na to nie pozwolę.

Odetchnął głęboko, wdychając zapach skóry Clary. Uwielbiał ten delikatny zapach szamponu do włosów i płynu brzoskwiniowego, kochał woń jej perfum, którymi spryskiwała najczęściej swoje ubrania, tak żeby nie przesiąkły ostrym zapachem farb. Mieszanka tych zapachów zawsze go uspokajała, działała kojąco na nerwy.

Teraz też tak było. Przez pół nocy, zamiast spać patrzył na ukochaną, myśląc, jak to będzie, gdy urodzi się ich dziecko. Zastanawiał się, czy naprawdę to jest realne, czy naprawdę ma zostać ojcem.

- Zrobię wszystko, żebyście byli bezpieczni i szczęśliwi... Wszystko kochanie - wyszeptał, ocierając wargi o jej czoło.

- Mhm... - mruknęła, wtulając się w jego ramię jeszcze bardziej.

- Nie śpisz?

Odpowiedziała mu cisza. Przyjrzał się ukochanej i upewnił się w tym, że spała, ale mruczała cicho przez sen.

- Kocham cię - wyszeptał, wtulając nos w jej włosy. - Kocham nasze dziecko.

Miał już zasypiać od nowa, kiedy usłyszał ciche pukanie do drzwi. Zerknął czy, nie obudziło to Clary, po czym spojrzał w stronę wejścia do pokoju. Zanim powiedział "proszę" do sypialni weszła ostrożnie Jocelyn. Nagle poczuł, jak w gardle tworzy się ogromna gula, a w brzuchu nieprzyjemny ucisk.

- Jace? - zapytała, nie ukrywając zaskoczenia.

Nie miała prawa spodziewać się, że zastanie chłopaka w łóżku z jej córką. Nie po tym, jak wczoraj wyszedł. Nie po tym, jak Jonathan powiedział kobiecie, co zrobił. Rozumiał, aż za dobrze jej zaskoczenie, ale nie był przygotowany na to. Nie by pewien, co powinien powiedzieć matce ukochanej.

- Witaj Jocelyn - powiedział cicho, bezwiednie gładząc Clary po głowie.

- Co...

- Wiem, że wczoraj zrobiłem największą głupotę, jaką tylko mogłem zrobić, ale to się nie powtórzy. Kocham Clary, a wczoraj... Musiałem ochłonąć. Posiadanie dziecka w chwili, kiedy tak naprawdę nie jesteśmy pewni następnych tygodni nie jest najłatwiejszym położeniem, ale nie mam zamiaru uciekać tylko dlatego. Nie zostawię jej samej z naszym dzieckiem.

- Nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale moje zaufanie do ciebie raptownie spadło, po tym co zrobiłeś, więc nie wiem, dlaczego miałabym ci zaufać Jace...

- Bo ja mu ufam - wyszeptała cicho Clary.

Otworzyła powoli oczy. Podniosła się do pozycji siedzącej i spojrzała najpierw na matkę, potem na chłopaka.

- Mamo, kocham Jace'a i ufam mu, że to, co stało się wczoraj już więcej się nie powtórzy. Moje zdanie chyba liczy się najbardziej w tej kwestii...

- Wczoraj musiałem to wszystko przemyśleć. Byłem w szoku. Nie spodziewałem się, że... Że teraz to się stanie.

- Teraz? Jace, powinniście przewidywać konsekwencje swoich poczynań. Jesteście prawie dorośli, a za kilka miesięcy będziecie mieli dziecko. To nie jest czas na głupie wytłumaczenia.

- Nikt o takich nie mówi. Jak mogłem się spodziewać, że... Że to stanie się tak szybko...

- Tak szybko? - powtórzyła kobieta, uważnie na niego patrząc. - Jace, mów jaśniej, bo nie mam zamiaru zgadywać co masz na myśli.

KalekaWhere stories live. Discover now