38. Dom

3.2K 199 189
                                    

Clint

Siedziałem obok Natashy, trzymając ster.

Odetchnąłem ciężko i zdjąłem słuchawki, które od dłuższego czasu mnie męczyły. Opuściliśmy strefę powietrzną Helicarriera, dzięki czemu nie mógł już nas zestrzelić.

Fury nic już nie mógł nam zrobić. Sharon wraz z inżynierami spisali się doskonale. Quinjet leciał gładko, nie sprawiając żadnych problemów jak ostatnim razem. Po ostatniej walce, pojazd uległ poważnym uszkodzeniom, jednak teraz wyglądał i pracował jak nowy.

Przepełniła mnie gwałtownie wielka ulga.

Alex nic nie było. Żyła dalej. Zdołaliśmy ją uratować. Myślałem, że zaraz zacznę się głośno śmiać, pozbywając się napięcia, które towarzyszyło mi od kilku dni. Aczkolwiek szybko mi przeszło, gdy przypomniałam sobie o Steveie. Natychmiast napiąłem mięśnie, czując przemożną wściekłość. To mogło wydawać się absurdalne, ale nie potrafiłem tego powstrzymać. Poznał Alex przede mną i jeszcze jej pomógł. Dlaczego on ją poznał pierwszy? Czemu nie ja? Gdzie ja wtedy do cholery byłem? Znowu siedziałem z boku, ignorując wszystkich otaczających mnie ludzi? Nie pamiętałem. Już wystarczyło, że jako ostatni musiałem się o tym dowiedzieć. Alex nie wspomniała wcześniej choćby słówkiem! To wyjaśnia czemu napisałam wtedy do Steve'a, aby nam pomógł. Gdy to pojąłem na Helicarrierze, tym bardziej chciałem go zatłuc. Gdybym miał wtedy przy sobie pistolet, zastrzeliłbym go bez wahania. Tylko obecność Alex powstrzymywała mnie, abym się na niego nie rzucił z pięściami. Do tego musiała przez niego ryzykować! Jak mógł coś takiego wymyślić? Może i na statku naraziłem ją na niebezpieczeństwo, ale...

Przeczesałem z irytacją włosy, nie wiedząc co o tym myśleć.

Miała rację. Postąpiłem wtedy pochopnie. Jednak nie dowie się ode mnie dlaczego. Czy mi znów zaufa jak jej powiem? To było wątpliwe. Wręcz pewne. Najlepiej, aby to zostało owiane tajemnicą, jak cała moja przeszłość. Nie skrzywdzę jej.

Za bardzo mi na niej zależało. Jednak skąd to dziwne uczucie? Jak tylko znaleźliśmy się na Quinjetcie i na mnie niechcący upadła, poczułem coś dziwnego. Na pewno radość, lecz także niezidentyfikowane uczucie, którego nie znałem wcześniej. Z chwilą, gdy ujrzałem jej twarz naprzeciwko mojej...

Spędziłem z Alex wcześniej kilka tygodni. Uważałem, że jest ładna i dobrze się trzyma. Nie miała może brzucha modelki jakie widywałem niejednokrotnie u Tony'ego, ale nie była także jakaś gruba, co z łatwością mogłem zauważyć, kiedy miała na sobie strój kąpielowy. Jej drobna budowa ciała także nie była niczym niezwykłym. Po wizycie jej rodziców, uznałem, że bardziej przypomina swojego ojca niż matkę. Jedynie oliwkowa karnacja, którą obie miały, mogła świadczyć o jakiejkolwiek rodzinnej więzi z ich strony. Tak samo podniesiony głos przy mówieniu. Alex się skutecznie go pozbyła, ale nie jej rodzicielka u której można było dosłyszeć także włoski akcent. Zwykła dziewczyna, która wcześniej mieszkała we Włoszech. Dla mnie także taka była. Polubiłem ją, choć czasem była strasznie uparta i jak coś zaczęła, to do tego wracała. Pomagałem jej, chroniłem... Nie mógłbym jej zostawić. Jej uśmiech był każdego dnia moim priorytetem. Nie mogłem pozwolić, aby czuła smutek. To była moja misja każdego dnia. Starałem się uśmiechać, żartować, opowiadać śmieszne historie... Tylko po to, by ujrzeć pełen radości uśmiech, który trzymał mnie przy życiu każdego dnia. Naprawdę czułem się od niej uzależniony. Jej nastrój odbijał się na moim. Źle się czułem, widząc ją w przygnębiającym nastroju. Zrobiłbym wszystko, aby tylko utrzymać jej uśmiech na twarzy.

Alex mogła wydawać się zwyczajna jak każda inna. Nie wątpię, że dla mnie także taka była. Ładna dziewczyna, która miała pecha. Jednak kiedy na mnie patrzyła, starając się ze mnie zejść... Dopiero wówczas zobaczyłem jaka była piękna. Czarne, rozpuszczone włosy łaskotały mnie lekko, jednak byłem wpatrzony w jej twarz. Dopiero gdy się jej przyglądałem dotrzegłem więcej szczegółów niż mogłem się spodziewać. Mówili, że mam wręcz sokoli wzrok, aczkolwiek nie dostrzegłem wcześniej wielu szczegółów. Jej błękitne oczy były jaśniejsze wokół źrenicy. Nos nie był z obu stron symetryczny, co trudno było zauważyć nawet stając twarzą w twarz. Za to gdy tylko na nią padły promienie słońca, po otwarciu się drzwi garażu, skóra Alex jaśniała w słońcu. Jakim mogłem być ślepcem, żeby tego wcześniej nie dostrzec? Mówili na mnie Hawkeye, ale nie potrafiłem zobaczyć wcześniej tak wielu rzeczy. Co się do licha ze mną działo?

Pozory MyląWhere stories live. Discover now