Cała się trzęsłam, czując od uchylonego okna, zapach wilgoci oraz deszczu. Leżałam w łóżku, cała przykryta kocem. Wokół mnie szalała burza i nic nie mogłam na to poradzić. Łzy płynęły mi po rogrzanych policzkach - strasznie się boję. Nienawidzę burzy. Za każdym razem, nie mogę zachowywać się normalnie, tylko leżeć opatulona kocem. Za każdym razem, muszę przetrwać. Wielu ludzi mnie, z tego wyśmiewało. Nie jestem nawet na dworze, a jej się bałam.
Słyszę, szalejący na zewnątrz huragan. Krople deszczu uderzające o szybę. Grzmoty, nie dające spać. Otaczająca mnie ciemność. Pioruny rozświetlające atramentowe niebo. To wszystko mnie przeraża. Z trudem dławię łzy. Oddycham szybko, przyśpieszając tym, rytm bicia mojego serca. Boję się ruszyć. Boję się w tej chwili, wszystkiego.
Nie chcę dalej być sama.
Nigdy. Już w Nowym Jorku, przeżywałam katusze. Nie chcę tego, przechodzić ponownie.
Sięgnęłam po omacku, po komórkę leżącą na nocnym stoliku.
Czy powinnam to zrobić?
Tak naprawdę, wstydzę się. Wstydzę się mojego strachu. Bać się czegoś tak absurdalnego? To jest śmiechu warte.
Dłoń mi drży, gdy waham się czy zadzwonić do Bartona. Nie chcę, by dowiedział się o mojej słabości. Wszyscy reagowali w jednakowy sposób. Czym miałby się od nich różnić?
Wzdrygnęłam się, gdy ponownie usłyszałam grzmot.
- Spokojnie, Alex. Wszystko będzie dobrze - szepcę do siebie.
Nawet pod kołdrą, w sypialni, na statku. Ja nadal nie potrafię zachować zimnej krwi. Dlaczego nie mogę przestać się bać?
Do moich uszu, dobiegł potężny grzmot.
Pisnęłam wystraszona.
Nie chcę umierać...
Wybrałam numer.
Pierwszy sygnał.
Szlochałam, a pościel już była cała wilgotna od moich łez.
Drugi sygnał.
Błagam, odbierz... Proszę...
- Tak? - usłyszałam znajomy głos.
- Hawkeye... - wyszeptałam z ulgą, uśmiechając się lekko przez łzy.
- Coś się stało? - spytał.
- J-ja s-się b-boję - jąkałam się.
Nie chciałam mu mówić, o moim głupim lęku. To jest takie idiotyczne. Boję się zwykłej burzy. Ale niestety, nie mam wyboru. Pragnę chociaż wiedzieć, że ktoś przy mnie jest.
- Co się dzieje?
Po głosie można było uznać, że był zaniepokojony. Chyba nigdy się przy nim nie jąkałam.
Usłyszałam kolejny, głośny grzmot.
- Boję się, Hawkeye - zdołałam wykrztusić, pomimo, że głos trząsł mi się od płaczu.
- Nie rozumiem. Chodzi o Starka?
- Nie. O burzę - rzekłam cicho, czując gorące łzy, spływające mi po policzkach.
- Rozłączę się, ok? Poczekaj. - Przerwał połączenie.
Nie chcę się bać. Czemu muszę, mieć taki durny lęk? Jestem sama i przerażona. Próbowałam siebie jakoś pocieszyć, ale nie potrafiłam nic wymyślić. Starałam się oddychać głęboko albo przynajmniej na tyle ile pozwalał koc, którym się cała przykryłam. Trzęsłam się i nie mogłam nic na to poradzić.

CZYTASZ
Pozory Mylą
Fanfiction- Myśl optymistycznie. - Ściga mnie drużyna Avengers oraz policja z całego miasta, bo uważają mnie za słynnego przestępcę Kameleona. Co niby widzisz w tym pozytywnego? - Masz u swojego boku, przystojnego ochroniarza - odparł z uśmiechem Clint Barton...