-Hej, oddaj to! - wołam do Troya, który zabiera mi czytane przeze mnie notatki.
-Utylitaryzm? Praca u podstaw? Pierdoły - prycha studiując wzrokiem kartki.
-Filozofia pozytywna - zaciskam usta czekając, aż odda mi moją własność.
-Zack jest na ciebie wkurzony - mówi nagle i dalej czyta urywki, żeby minimalnie wykrzesać coś z siebie na zbliżającym się teście.
-Poważnie? - marszczę brwi.
-Mhm... Podejrzewam, że będzie cię unikał przez jakiś czas - odpowiada.
-W takim razie poczekam, aż mu przejdzie. Nie chcę się z nim kłócić o... Właściwie to o co? - oblizuję spierzchnięte usta.
-Nie wiem, nie pytałem go. Nie chcę się w to wtrącać - zerka na mnie z uśmiechem.
-Rozumiem - wzdycham.
Po chwili zaczynają się zajęcia, a wykładowca rodzaje nam test zaliczeniowy. Pytania są tak proste, że odpowiadając na nie mogę jednocześnie myśleć o czymś innym.
Kiedy kończę, zerkam na skupionego Troya. Wiem, że jak zawsze uda mu się zdać materiał, który guzik go obchodzi. Trę dłonią skroń i przenoszę wzrok w stronę biurka, żeby skrzyżować spojrzenie z Richardsonem. Zanim zdążę odwrócić głowę, przywołuje mnie do siebie gestem.
Wstaję, zabierając kartkę i starając się nie zrobić żadnego hałasu podchodzę do miejsca, gdzie siedzi. Podaję mu kartkę z zamiarem powrotu na miejsce, ale kręci głową.
Cierpliwie czekam, aż przejrzy zapisane preze mnie trzy strony i ponownie spojrzy mi w oczy. Mimo maski na jego twarzy po jego oczach widzę, że jest zadowolony.
-Ostatnio miałem wrażenie, że coś niedobrego dzieje się w twoim życiu, ale czytając to jestem skłonny uwierzyć, że jestem zwyczajnie przewrażliwiony - szepcze tak cicho, że sama ledwo go słyszę.
Przełykam ślinę, bo nie spodziewałam się czegoś takiego. Czy to możliwe, że wpływ Justina na moją osobę jest tak widoczny? Wcześniej byłam pewna, że dobrze się maskuję.
-No nic. Trzymaj tak dalej, a otrzymasz ode mnie satysfakcjonujący stopień na koniec - dodaje.
-Dziękuję - odpieram, siląc się na uśmiech i odwracając.
Odruchowo patrzę w stronę Troya, który pokazuje mi wulgarny gest palcami i językiem, a robi to zdecydowanie niedyskretnie. Zamykam oczy przed wybuchem.
-Warren, do mnie! - podniesiony głos Richardsona, jak zawsze robi wrażenie.
Kontynuuję powrót na swoje miejsce, kiedy wykładowca i mój durny przyjaciel wychodzą z sali, żeby coś sobie wytłumaczyć. Jestem pewna, że Troy i tak się z tego wykręci choć na przyszłość będzie musiał bardziej się pilnować i udawać przed resztą, że Richardson dał mu w kość.
Przez cały dzień na uczelni nigdzie nie dostrzegam Zacka, przez co słowa Troya się potwierdzają. Mijam tylko Amandę, która stresuje się zaliczeniem z kultury Wschodu. Przypuszczam, że nawet nie wie, że chodziła na takie zajęcia.
Po czternastej jadę autobusem w stronę hotelu. O tej godzinie jest on dość zatłoczony, bo wszyscy skądś wracają. Wsłuchuję się w jedną z piosenek, które jakiś czas temu pobrałam i stukam w rytm w udo.
Wysiadam na przystanku, kierując się po drodze do sklepu. Zamierzam w końcu zjeść coś normalnego, bo w ciągu kilku tygodni stałam się osłabiona przez marne jedzenie albo jego całkowity brak.
Z produktami do zrobienia sałatki pekińskiej, wchodzę do windy i wciskam guzik, mając nadzieję, że dobrze pamiętam. Na moich ustach pojawia się dziwny uśmiech, kiedy staję przed odpowiednimi drzwiami i otwieram je kluczem.
Kładę reklamówkę na podłodze i ściągam buty, rozglądając się po po mieszkaniu. Stwierdzam, że jestem tu sama, dlatego od razu ruszam do kuchni. Przed wypakowaniem produktów, zostawiam w swoim tymczasowym pokoju kurtkę.
Kuchnia jest tak urządzona i dobrze wyposażona, że z dziwną lekkością się w niej odnajduję. Siekam kapustę pekińską, nucąc pod nosem jedną z nowym piosenek Rihanny.
Wydaję cichy okrzyk i podskakuję, gdy po chwili czuję stanowczy dotyk na swojej talii. Nawet nie wiem, kiedy się tu pojawił.
-Uważaj! - moje serce mocniej bije, bo nie zważając na to, że trzymam ostry nóż, gwałtownie odwraca mnie w swoją stronę.
W odpowiedzi zaczyna się śmiać i powoli wyjmuje ostrze z mojej dłoni. Patrzę na niego jak zahipnotyzowana i czuję nagłe ciepło na całym ciele. Mokre włosy opadają beztrosko na jego czoło, a na odkrytej klatce piersiowej nadal widnieje dowód tego, że brał prysznic.
Zasycha mi w ustach, a moje ciało sztywnieje na świadomość, że stoi przede mną w samym ręczniku i wyglądając tak inaczej. Tak normalnie.
-Przywiozłem twoje rzeczy - oznajmia, studiując moją twarz wzrokiem i wsuwając dłonie pod pod materiał mojej bluzki.
Kontakt jego chłodnych dłoni z moją nagrzaną skórą powoduje, że się wzdrygam. Chcę się odsunąć, ale jestem w potrzasku pomiędzy nim, a blatem kuchennym.
-Dziękuję - mój głos brzmi dziwnie obco, prawdopodobnie przez jego rozpraszający dotyk.
-Co robisz w mojej kuchni? - jego pytanie poprzedza śmiech.
-N-nie rozumiem - marszczę brwi.
Jest zbyt rozluźniony, co dekoncentruje mnie jeszcze bardziej. Po dłuższym wpatrywaniu się w jego tęczówki orientuję się, że palił marihuanę.
-Co chciałbym, żebyś w niej robiła? - nie brzmi to jak pytanie, a nawet gdyby brzmiało, nie rozumiałabym go.
-Jesteś dla mnie zbyt trudny - wzdycham, bezmyślnie kładąc dłonie na jego torsie , żeby spróbować go odsunąć.
Drapieżny uśmiech, który błąka się na jego ustach i wzrok, którym zerka na moje ręce peszy mnie. Zdecydowanie nigdy go nie rozszyfruję.
-Jaka szkoda, że nie mam dla ciebie więcej czasu - mruczy, wbijając palce w moje krzyże, przez co zasysam powietrze.
Jestem w stanie stwierdzić, że podoba mu się moja reakcja. Satysfakcjonuje go to, jak reaguję na każdy ruch z jego strony.
-Jesteś szalony - wypalam, kiedy pociąga w dół moją bluzkę i zniża głowę, żeby ugryźć mnie w ślad, który zostawił tam wczoraj.
Dziwaczne skomlenie wydostaje się z moich ust, a dłonie automatycznie zaciskają, przez co przejeżdżam paznokciami po jego gładkiej skórze.
Odchylam głowę w tył i zamykam oczy w towarzystwie jego chichotu. Bawi się mną, a ja nie chcę być jego zabawką. Tylko zabawką.
-Nie czekaj z obiadem - mówi z ustami przy mojej skórze, po czym składa na niej mokry, ciepły pocałunek.
Chwilę później juz nie czuję jego dotyku, a on sam znika. Nie wiem ile czasu trwam w takiej samej pozycji, podpierana przez kuchenny blat, ale kiedy otwieram oczy zdążam zauważyć, jak ubrany w garnitur wychodzi z apartamentu.
Znowu ma złe zamiary. Jestem pewna, że po raz kolejny kogoś skrzywdzi i czuję się dziwnie ze świadomością, że tym razem nie będę tego świadkiem.

YOU ARE READING
Weakness // Justin Bieber
FanfictionNie oglądaj się za siebie, bo on tylko na to czeka. Na tym polega właśnie jego gra - czyjś strach go nakręca. Okaż słabość, a dasz mu sygnał.