Nagle jest mi wszystko jedno i gdy wyrzucam zużyty filtr przez okno czuję upragnione rozluźnienie. Zauważam, że mężczyzna siedzący obok mnie jest zamyślony i nie mam zamiaru mu przeszkadzać. W ostatniej chwili przypominam sobie o Aidenie i po wysłaniu mu wiadomości, że wróciłam do domu, wyłączam telefon.
Cały stres i nieznośne uczucia znikają, czego nie rozumiem. Ponownie zerkam w stronę mężczyzny, który jest teraz jak posąg. Jego odchylona głowa i skupiony wzrok za oknem przekonują mnie, że mogę bez konsekwencji mu się przyglądać.
Ma ładny odcień skóry, która jest gładka. Długie rzęsy, dziwnie pełne usta i symetryczny nos. Jego brwi układają się na kształt idealnego łuku. Są ciemniejsze, niż jego włosy.
-Widzisz coś interesującego? - pyta wykonując zaledwie kilka ruchów ustami.
Na moje usta wpływa uśmiech. Nie przestaję na niego patrzeć, bo i tak nic sobie z tego nie robi.
-Masz ochotę na coś szalonego? - jego kolejne pytanie zamiast zaskoczenia budzi ciekawość.
-A jaka jest twoja definicja szaleństwa? - bezmyślnie odpowiadam pytaniem na pytanie.
W samochodzie rozbrzmiewa jego cichy śmiech, który sprawia, że zapamiętuję tą chwilę, jako przyjemną. Nie muszę czekać na odpowiedź, gdy odwraca twarz w moją stronę i posyła mi dziwne spojrzenie roziskrzonych oczu.
-Zapnij pasy, myszko - dopiero teraz dostrzegam, że jego obraz jest nieco zamazany.
Chętnie robię to, o co mnie prosi i nim zdążę wyprostować się w siedzeniu, samochód wyrywa się do przodu, żeby dołączyć do małego ruchu drogowego.
W czasie jazdy milczę. Jest coś podniecającego w atmosferze, która się wytworzyła. Uświadamiam sobie, że nigdy w swoim życiu nie czułam się tak dobrze. Nikt nigdy tego nie sprawił i dopiero on, popieprzony morderca jest w stanie to uczynić.
Do moich uszu dochodzi muzyka. Przymykam oczy i pogłębiam tajemniczy uśmiech na mojej twarzy. Już sama nie wiem co sprawia, że się tak czuję. Tracę poczucie czasu i wracam do rzeczywistości w momencie, w którym kierowca śpiewa jeden z fragmentów piosenki.
-We were two kids, just trying to get out. Lived on the dark side of the American dream. We would dance all night, play our music loud. But when we grew up, nothing was what it seemed* - mam wrażenie, że jest coś znaczącego w tej zwrotce.
Zapamiętuję akurat ten fragment i nie mogę wyrzucić go z głowy. Przypuszczam, że jest dla niego bliski i mam takie samo wrażenie. Może wariuję i nie mogę tego wykluczyć dopóki jestem z nim związana.
Przechodzi mnie dreszcz, który towarzyszy trzaśnięciu drzwi. Odpinam pasy i wychodzę z samochodu, szukając wzrokiem Justina. Jest przy otwartym bagażniku i wyciąga z niego średnich rozmiarów sportową torbę.
-Co tam masz? - interesuję się i podchodzę do niego.
-Sznury i kilka drobiazgów - mówi wpatrując się we mnie.
Śmieję się przez jego poważny wyraz twarzy i rozglądam, żeby stwierdzić, że jesteśmy pod budynkiem władz miasta. Jakoś mnie to nie dziwi i nachodzi mnie dziwna ochota na zrobienie z nim czegoś wspólnie.
-Będziemy się świetnie bawić. Zobaczysz, że panowanie nad jednostką nie zawsze musi się kończyć jej śmiercią - mruga okiem.
Za cholerę nie chcę teraz analizować jego słów. Myślę, że mogłyby sprawić, że chciałabym od niego jak najszybciej uciec.
Szybkim krokiem pokonujemy chodnik prowadzący do wejścia starego budynku i wchodzimy na schody. Uczucie oczekiwania i niepewności daje mi radość.
-Wejdę pierwszy. Odczekasz trzy minuty i pójdziesz za mną po krętych schodach na pierwsze piętro. Dobrze się czujesz? - mruży oczy jakby miało to mu pomóc w obserwowaniu.
-Pospiesz się - rzucam, co daje mu jasną odpowiedź.
Kiedy znika za drzwiami zaczynam się niecierpliwić. Nie wiem ile dokładnie mija czasu, ale w końcu nie wytrzymuję i wchodzę do środka. Wnętrze jest ciepłe, a oświetlenie ciepłe. Do moich uszu dociera prychnięcie, dlatego instynktownie za nim ruszam.
Okazuje się, że jego właściciel stoi za recepcją, a w dodatku na jego twarzy jest maska. Natychmiast mnie zauważa i agresywnym ruchem odwraca fotel, na którym siedzi kobieta tak, żeby nie mogła mnie zobaczyć.
Otwieram usta, ale nie mówię słowa przez jego gest w postaci palca uciszającego. Wydymam usta chyba nie za bardzo świadoma sytuacji i jego zamiarów.
Sekundy później już jest przy mnie i wskazuje mi ręką na schody, o których wcześniej mówił.
-Po co związałeś tą kobietę? - szepczę, będąc już na piętrze.
-Żeby nie przerywała naszej sesji z prezydentem - to jak ironicznie nazywa głos głównego radcy miasta mimowolnie mnie bawi.
-Chyba twojej sesji. Masz maskę na twarzy - przypominam mu.
-Jak mógłbym o tobie zapomnieć? - pyta, wyciągając z torby taką samą maskę.
Chwilę trzymam ją w rękach, ale nie mając w głowie żadnych złych myśli próbuję ją założyć.
-Nie tak - moje usiłowania przerywa jego cichy głos.
Opuszczam ręce wzdłuż ciała, a on powoli przykłada chłodny materiał do mojej twarzy. Zręcznie ustawia coś, jak zacisk z tyłu mojej głowy i dumnie patrzy na swoją podobiznę.
-Czym teraz jesteśmy? - pytam, patrząc w płonące dziko źrenice.
Nawet nie widząc jego twarzy mogłabym być pewna, że jest na niej wyraz, który by mi się spodobał. Obserwuję go jak chwyta jedną z moich dłoni i powoli, badając wyraz moich oczu unosi ją. Pierwszy raz tak mocno bijące serce mnie nie boli. Jestem urzeczona tą absurdalną chwilą. Biorę cichy oddech przez usta, kiedy zbliża dłoń do swoich ust i przejeżdżając wcześniej palcami po moich kostkach składa na niej delikatny pocałunek. Muśnięcie jego warg sprawia, że mój kolejny oddech jest drżący.
-Czymkolwiek byś chciała - odpowiada, układając usta w szalony uśmiech.
*Lana Del Rey - Without you:
Byliśmy dwójką dzieciaków, które tylko chciały się wyrwać i żyć po ciemnej stronie amerykańskiego snu. Tańczyliśmy całymi nocami, puszczaliśmy głośno muzykę. Kiedy dorośliśmy, nic nie było już takie jak przedtem.
Mam ciężki rok w szkole. Ciągle brakuje mi na wszystko czasu. Nie mogę wam obiecać, że będę regularnie dodawać rozdziały.

YOU ARE READING
Weakness // Justin Bieber
FanfictionNie oglądaj się za siebie, bo on tylko na to czeka. Na tym polega właśnie jego gra - czyjś strach go nakręca. Okaż słabość, a dasz mu sygnał.