HARRY
Czas operacyjny: dwudziesta trzecia piętnaście. Akcja pod tytułem "ratowanie pijanego dupka Louisa zwanego też czasem moim przyjacielem".
Zaraz po telefonie Louisa, wsiadam do auta i jadę w kierunku jednego z klubów, który opisał mi półżywy przyjaciel. Pod częściowo wyświeconym neonem zatrzymuję się kilka minut później i od razu rozpoczynam poszukiwania tego idioty. Przeciskając się przez tłum ludzi w klubie, staram się odnaleźć Louisa. Ku mojemu zaskoczeniu znajduję go w miarę szybko. Towarzyszy mu jakiś koleś z dziwną, nietutejszą urodą.
- Siemaneczko, stary - rzuca Louis i zawisa na moim ramieniu, kołysząc się na boki. - Ale jestem zajebiście szczęśliwy!
- Tak, ja też - prycham i odsuwam go od siebie. - Co jest powodem twojego aktualnego stanu?
- Zaręczyłem się, stary! - bełkocze radośnie i zatacza się do tyłu.
Mój przyjaciel w ostatnim momencie opiera się ręką o ścianę, unikając upadku. Z lekkim opóźnieniem jego kolega próbuje mu pomóc i zamiast faktycznie pomóc utrzymać Louisowi równowagę... Przewraca się razem z nim na podłogę. Wzdycham zirytowany i pomagam im wstać.
- Kim jesteś? - zwracam się do mężczyzny z ciemną karnacją.
- Le-le... - W tym miejscu przerywa mu czknięcie, ale dumnie kontynuuje. - ...on.
Niespodziewanie zza pleców Leona wychodzi ledwo trzymający się na nogach Ashton. Ze zdziwieniem wpatruję się w jego próby przejścia kilka metrów trzymając się ściany. Szybko decyduję, że nie zabiorę ich do swojego nowego auta, narażając tym samym na zarzyganie nowej tapicerki, dlatego zamawiam taksówkę. W czasie zamawiania kursu moją uwagę zwraca Ashton, który chwiejnym krokiem podchodzi do Leona i przygniata go do ściany. Zanim zdążę zainterweniować, chłopak zaczyna namiętnie całować tego drugiego, co spotyka się z widoczną aprobatą z jego strony.- O mój Boże, tego już za wiele - mamroczę, ciągle trzymając telefon przy uchu.
Na szczęście kobieta wydaje się tym nie przejmować i informuje mnie, że za dziesięć minut taksówka podjedzie pod klub. Chowam telefon do kieszeni i robię głęboki wdech przed interwencją. Próbuję odciągnąć Ashtona od Leona w towarzystwie wysokiego, wręcz piskliwego śmiechu Louisa. Piorunuję go wzrokiem, na co on posyła mi bezczelny uśmiech i nadal nabija się z naszej trójki. Wreszcie kiedy udaje mi się opanować sytuację, wyprowadzam ich na dwór. Świeże powietrze chyba podrażnia zadymionego od papierosów Ashtona, bo zgina się w pół i opróżnia swój żołądek. Prosto na buty Leona. Mulat zaczyna płakać, że to jego nowe buty i załamany siada na krawężniku. Louis w tym czasie trajkocze coś o pierścionku i Majorce. Ignoruję go i staram się pomóc wstać Leonowi, bo taksówka właśnie wyjechała zza zakrętu. Na szczęście dość szybko udaje mi się upchać całą trójkę na tylne siedzenia i z ulgą zamykam drzwi.
Swoim autem jadę za taksówką, a później sprawdzam czy bezpiecznie doszli do mieszkania i ulokowali się w miarę bezpiecznej pozycji leżącej z miską i butelką wody. Po odstawieniu pijanych znajomych do domów, wracam do siebie. Światła na parterze są zaświecone, co spotyka się z moim zaskoczeniem, bo w końcu już grubo po pierwszej w nocy. Ani Louise, ani tym bardziej Noel, nie mogą robić nic innego jak spać o takiej porze. Po cichu otwieram drzwi wejściowe i wchodzę do środka, zostawiając kluczyki z auta w przedpokoju. Zaglądam do kuchni, skąd dochodzi spokojny głos Lou. Moja żona z moją małą Księżniczką na rękach kołysze się, chodząc po kuchni. Noel zawzięcie ślini się przy próbie skonsumowania gryzaka.
- Chyba ząbki zaczynają jej się wyżynać - wzdycha cicho, wręcz płaczliwie. - Jak tam Louis?
- Louis dobrze - mruczę. - Gorzej z Ashtonem i Leonem.
Moja żona na chwilę przestaje się kołysać, co zdecydowanie ani trochę nie podoba się naszej córeczce i zaraz po rzuceniu gryzakiem zaczyna płakać. Zanim się schylę po zgubę Noel, wyłapuję pytające spojrzenie Lou.
- Ashton zrzygał się Leonowi na buty, który się później rozpłakał... - wzdycham i podaję chłodnego, zielonego gryzaczka Małej. - A Louis... Louis zaręczył się z Aspyn i był upity podwójnie: alkoholem i szczęściem.
Louise zaalarmowana jękiem niezadowolenia Noel, znów zaczyna kołysać się na boki. Doskonale widzę po jej twarzy, że w głębi siebie próbuje przetworzyć informacje, które właśnie jej dostarczyłem.
- Dałaś jej coś przeciwbólowego? - pytam kiwając głową na Księżniczkę.
- Tak, ale trzeba poczekać aż zadziała... - odpowiada.
Kiwam głową i zmywam się do łazienki, żeby pozbyć się z siebie zapachu potu i dymu z klubu oraz oczywiście alkoholu. Po szybkim prysznicu od razu idę do łóżka, chwilę później Lou wchodzi do sypialni.
- Zasnęła wreszcie - wzdycha ze zmęczeniem i wtula się we mnie.
- To dobrze - szepczę i zakładam kosmyk rudych włosów za jej ucho. - Śpij już, jesteś zmęczona.
Łapię za róg kołdry i przykrywam nas, nadal obejmując jedną ręką Lou w pasie. Zasypiamy wtuleni w siebie. Rozbudzam się dopiero, gdy czuję, że moja żona kręci się na moim torsie. Lekko otwieram oczy i widzę moją ukochaną w nikłej poświacie lampki nocnej. Dopiero potem uświadamiam sobie, że Noel płacze. Louise wychodzi z łóżka i wraca dopiero dwadzieścia minut później, budząc mnie przez przypadek przez skrzypiący materac.
- Co się stało? - pytam sennie.
- Chyba syrop przestał działać - wzdycha i przytula się do mojego boku. - Nakarmiłam ją i zasnęła, może już da nam pospać...
Chwilę później zasypiamy. Niestety nie na długo. Noel zaczyna drzeć się na pół Marylebone, więc szybko odrzucam kołdrę i pędzę do jej pokoju. Chwilę kołyszę ją w ramionach, a później schodzę do kuchni, żeby dać jej się napić herbatki. Kiedy Mała opróżnia całą butelkę, uśmiecha się w moją stronę i ciągnie za jeden z loków najbliżej jej rączki. Wchodząc po schodach zauważam, że Noel ziewa, co spotyka się z ulgą z mojej strony. Kładę ją do łóżeczka i szybka wracam do łóżka, obok Louise.
Kiedy płacz Noel budzi nas po raz kolejny, mam ochotę sam się rozpłakać. Moje oczy kleją się do siebie, a jestem świadomy, że za kilka godzin muszę wstać do pracy. Leniwie odrzucam kołdrę na bok.
- Ja pójdę - słyszę szept Louise. - Śpij, Harry.
Z niemą wdzięcznością zakopuję się z powrotem pod kołdrą. Jednak nie mogę zasnąć, dopóki w całym domu słychać płacz ząbkującego dziecka. Za chwilę jednak ustaje i z westchnieniem ulgi zasypiam.
Czuję jak coś nagle potrząsa mnie za ramię.
- Harry - słyszę tuż nad swoim uchem spanikowany głos mojej żony. - Harry, wstawaj.
- Mhm - odmrukuję i mocniej przykrywam się kołdrą.
- Harry, już dziewiąta!
Słowa Lou działają na mnie jak wiadro zimnej wody. Natychmiast otwieram szeroko oczy i jak szalony wyskakuję z łóżka. Przeklinając w myślach, że jestem spóźniony do pracy o ponad godzinę, szybkim krokiem kieruję się do łazienki.
~*~
Rozdział miał być wczoraj, ale to wszystko wina silenceofthewings...
*szepcze* Zachęcam do zerknięcia na jej prace, bo są świetne! *ale nie mówcie jej tego, bo nadal jestem obrażona, ok*
Polecam,
Soczysta Pomarańcza x

YOU ARE READING
Wedlock | Harry Styles ✔
FanfictionŻycie w małżeństwie wcale nie jest takie łatwe i kolorowe jak we wszystkich filmach. Przecież w filmach nie rzucają talerzami przy porannej wymianie zdań. Ale nikt nie powiedział, że miłość jest łatwa. Nie, ona wymaga poświęcenia i prawdziwe...