Rozdział 51

9.1K 661 126
                                    

Nadchodzi osiemnasty marca. Harry przez cały dzień chodzi za mną krok w krok. Po południu zaczyna robić się to już męczące, bo idzie za mną nawet do toalety i czeka pod drzwiami. Wyręcza mnie w wielu zadaniach, gotuje obiad, odciąga ode mnie Milly mimo moich protestów i powtarza, że mam się nie męczyć i iść spać. Ostatni poziom nadopiekuńczości. Ale nie jestem w stanie się na niego gniewać, uważam, że wszystko co robi jest słodkie.

Wieczorem układamy się do snu. Oczywiście mój mąż odsuwa mi kołdrę i układa poduszki.

- Jak się czujesz? - pyta.

- Dzisiaj nie urodzę - mówię wzruszając ramionami. - Nie czuję tego.

- Jak poczujesz to będzie za późno!

- Matko Boska! Uspokój się i śpij - odpowiadam i mocniej naciągam na siebie kołdrę. - Dobranoc.

Godzinę później postanawiam wybudzić Harry'ego ze snu. Delikatnie potrząsam jego ramię. Wolę nie chodzić samej nocą po schodach na parter. Mój duży brzuch znacznie utrudnia mi poruszanie się po prostej drodze, a co dopiero po schodach.

- Harry?

- Co?! - Harry szybko odrzuca kołdrę i doskakuje do mnie jak oparzony. - Już?! - Panika w jego oczach rośnie z sekundy na sekundę.

- Nie! - łapię go za ramiona, żeby przestał gwałtownie poruszać się histeryzując przy okazji. - Możesz przynieść mi wody? - pytam z westchnieniem.

Mój mąż zaprzestaje skakać w panice po pokoju i piorunuje mnie wzrokiem, po czym idzie na dół. Za chwilę wraca ze szklanką wody, którą mi podaje. Układa się na łóżku bez słowa. Chyba się obraził...

***

Rano, dwudziestego, zaczyna się kolejna kłótnia o to, czy Harry ma zostać w domu czy iść do pracy. Jaki ten człowiek jest męczący!

- Zostaję!

- Harry, nie możesz olewać firmy - mówię i staram się go wypchnąć za drzwi. - Jak będzie się coś działo zadzwonię...

- A jak nie zdążę przyjechać?!

- Zadzwonię po Ashtona.

- O nie! - odkłada wszystkie papiery na komodę i zaczyna rozbierać buty. - Zo-sta-ję!

Wzdycham na jego uparty charakter, ale poddaję się i wracam do kuchni, żeby dokończyć dekorowanie babeczek bitą śmietaną.

- Skarbie, nie gniewaj się... - Kładzie swoje dłonie na moich biodrach i układa brodę na moim ramieniu.

- Nie gniewam się - odpowiadam zgodnie z prawdą. - Rozumiem, że się o mnie troszczysz, bo termin minął dwa dni temu, ale zrozum, że ten dzień nie jest pewny na sto procent. A poza tym nie możesz olewać firmy, skurcze porodowe zaczynają się dużo wcześniej zanim dziecko się urodzi...

- Louis zrozumie i przejmie moje obowiązki - ucina i siada na taborecie w kuchni uważnie przyglądając się każdej czynności wykonywanej przeze mnie.

***

Dwudziesty czwarty marca. Schodzę na dół i wypuszczam psa do ogródka. Milly radośnie biega po podwórku, a ja udaję się do kuchni, żeby zrobić śniadanie. Za chwilę do pomieszczenia przychodzi Harry i podaje mi mój telefon. Zerkam na ekran telefonu - dzwoni Megan.

- Hej, Meg.

- Um, cześć - mówi cicho. - Przepraszam, że ostatnio nie odebrałam jak dzwoniłaś, ale przez Amy ciągle mam wyłączony telefon, żeby jej nie obudzić.

- Jasne, rozumiem -odpowiadam.

Odchodzę od kuchenki i ręką pokazuję Harry'emu, że ma dokończyć smażyć jajecznicę. Podchodzę do okna i wsłuchuję się w cichy głos mojej przyjaciółki, która opowiada o tym, jak Niall wszedł nogą w wiadro farby.

- ... a wiesz ile potem było sprzątania?! - Meg parska cichym śmiechem. - Masakra, mówię ci!

Zaczynam się śmiać na jej słowa. I wtedy czuję to. Obracam się do Harry'ego z przerażeniem w oczach. Mój mąż stoi i nie wie co ma robić najpierw.

- Meg? - odzywam się przerażona. - Wody mi odeszły!

Mój telefon upada na ziemię, Harry w popłochu biegnie na górę po torbę, później wraca i pomaga mi wsiąść do auta. Jedziemy tak szybko, że chyba do końca życia będziemy spłacać wszystkie mandaty za przekroczenie prędkości. No i jeszcze za kilka przejazdów na czerwonym świetle...

Nie wiem jakim cudem udaje mi się wyjść z tego pieprzonego Cadillaca. Od razu po wejściu szybko podchodzi do mnie jakaś pielęgniarka. Kieruje Harry'ego do recepcji, a mnie do windy. Zanim zdążą się zamknąć metalowe drzwi, posyłam Harry'emu ostatnie przerażone spojrzenie. Harry wygląda na przerażonego i niecierpliwie przestępuje z nogi na nogę przed biurkiem recepcjonistki. Drzwi windy zasuwają się. Młoda pielęgniarka mówi coś do mnie spokojnym głosem, ale nie rozumiem ani słowa, bo za bardzo jestem skupiona na swoich myślach. Uświadamiam sobie, że ja naprawdę boję się tego porodu.

~*~

Musiałam dać tego gifa :")

اوووه! هذه الصورة لا تتبع إرشادات المحتوى الخاصة بنا. لمتابعة النشر، يرجى إزالتها أو تحميل صورة أخرى.

Musiałam dać tego gifa :")

Pomarańcza ma instagrama, zapraszam - soczystapomarancza (ach, cóż za kreatywna nazwa...)

Miłego dnia,
Soczysta Pomarańcza x

Wedlock | Harry Styles ✔حيث تعيش القصص. اكتشف الآن