37.

1.8K 97 4
                                    

W czwartek po raz kolejny odwiedziłam Marcus'a w szpitalu. Pachniało tak tak samo okropnie jak zawsze. Wchodząc do sali usłyszałam szlochanie jak się okazało Olivii. 

- A czego się spodziewałaś po dziecku z rakiem? Od kiedy tu przyjechałem było wiadome, że coś się stanie.- usłyszałam głos przyszywanego brata a zaraz po tym ujrzałam jego zapłakaną twarz. Spojrzałam pytająco na oboje z nich. 

- Będę miał wycinaną część prawego płuca a później będę nierozłączny z butlą tlenową jak ta cała Hazel z tej ckliwej książki co ją wszyscy kochają.- uśmiechnął się sztucznie do mnie. Nie wiedziałam co powiedzieć. Olivia tylko tępo patrzyła na syna ze łzami spływającymi po jej policzkach. 

- Mogę się nad tym zastanowić bez ciebie chlipiącej nad moim uchem?- rzucił spojrzenie na matkę a później na mnie. 

- Od kiedy pani tu jest?- zapytałam podchodząc do niej i obejmując lekko ramieniem na korytarzu. Ona szybko się ode mnie odsunęła i sucho odpowiedziała.

- Nie interesuj się młoda damo- i szybkim krokiem udała się do łazienki. Ta kobieta nie cierpi się rozczulać, ale to co ją właśnie spotkało jest w zupełności powodem do tego by to robić a ona nadal udawała, że jest twarda. Po pięciu minutach wyszła z toalety umalowana i poważna jak zwykle. W myślach przewróciłam oczami. 

- Dostałam pilny telefon i muszę pojechać na kilka godzin. Poinformuj o tym mojego syna dobrze?- zapytała spokojnie próbując ukryć emocje które jej oczy, napuchnięte i pełne smutku okazywały w ogromnym stopniu. Zanim zrobiłam to o co "poprosiła" mnie partnerka mojego ojca wzięłam sobie jeszcze czekoladę z automatu.

- Mogę?- wtryniłam głowę przez szparę w drzwiach. Pokiwał niezbyt przekonująco głową, ale nie odtrąciło mnie to.

- Kiedy będzie operacja?- usiadłam na stołku tuż obok jego łóżka.

- Jutro po południu- odpowiedział tempo wpatrując się w jakiś punkt na ścianie. Jego podkrążone oczy nie poruszały się przez jakiś czas a ja dalej nie wiedziałam jak się zachować.

- A teraz możesz jeść czy zaraz cię podłączą do kroplówki?- zwróciłam uwagę na brak wenflonu na jego ręce.

- Do 19 mogę jeść, potem już nic i rano podłączą kroplówkę- zdziwiłam się tą odpowiedzią, ale przecież nie jestem lekarzem. 

- Masz na coś ochotę? Mogę po coś dobrego skoczyć na dół- zaproponowałam.

- Przecież nie idę na ścięcie tylko na operacje, nic mi nie będzie- spojrzał na mnie z wyrzutami.- Ale możesz przynieść dżem agrestowy jak będzie, albo jakiś inny- po tych słowach ruszyłam do pobliskiego sklepu a w nim kupiłam to o co prosił. Po wejściu do pokoju z powrotem zastałam go w takim samym stanie co go zostawiłam i nadal samego.

- Proszę braciszku- podałam mu mały słoik, który z chęcią przyjął a następnie po wielkich trudach otworzył. Na szafce miał łyżeczkę, którą zanurzył w zielonej zawartości szklanego pojemnika. Ku mojemu zdziwieniu zjadł pół słoiczka dżemu bez chleba ani niczego do przegryzienia. Przez cały ten czas nie zamieniliśmy zdania.

- Połóż się obok- stwierdził nawet na mnie nie patrząc i przesuwając się na sam koniec łóżka.- Chcę teraz czyjejś obecności a tylko ty tu jeszcze jesteś- lekko się uśmiechną nie zaszczycając swoim spojrzeniem. Usadowiłam się obok niego próbując się jak najmniej kręcić  i położyłam głowę na jego ramieniu starając się nie przeszkadzać mu w oddychaniu. 

- Powiedzieli, że rak zajął już większą część płuc a ta operacja może zabić tylko część jego- zaczął nie czekając na pytanie.- Dzięki niej mają nadzieję, że przestanie się rozprzestrzeniać, ale to też nie jest pewne- do moich oczu napłynęły łzy.

Kochasz go??Kde žijí příběhy. Začni objevovat