29.

2K 118 2
                                    

W piątek szykowałam się na imprezę. Zdecydowałam się na koronkową, ciemną bieliznę, na którą założyłam luźną, ecru mgiełkę oraz czarne spodnie pełne dziur na całej długości. Wszystko dopełnił ciepły sweterek, który narzuciłam na gołe ramiona no i makijaż. Ostatnie godziny przed imprezą siedziałam u Ester, która ubrała się podobnie dzięki czemu można byłoby stwierdzić, że jesteśmy siostrami. Często ubieramy się podobnie, bo mamy prawie taki sam gust i zbliżone do siebie figury. Na szczęście chodząc do innych szkół nie widać tak tego podobieństwa. Pół godziny przed zaplanowanym początkiem imprezy podjechał po nas Darek wioząc jeszcze trzech chłopaków na tylnych siedzeniach. Kiedy to zobaczyłyśmy nasz wzrok na chwilę wrócił do siebie na wzajem a potem biegiem ruszyłyśmy do jedynego wolnego miejsca na przodzie samochodu. Niestety ja, jak te wszystkie porażki losu musiałam przegrać i ze smutną miną udałam się do tylnych drzwi. Przywitał mnie śnieżno biały uśmiech szatyna o włosach opadających mu falami na oczy i ramiona. 

- No to chyba będziesz musiała usiąść na moich kolanach- podniósł ręce do góry bym mogła usadowić się na jego udach co oczywiście zrobiłam. Pachniał papierosami i miętą. 

- Cześć wszystkim- przywitałam się podając rękę jak się okazało James'owi (chłopakowi, który robił za moje siedzenie i pasy bezpieczeństwa), Paulie'owi mającemu tatuaż na knykciach mówiący "hopeless", czyli beznadziejny i Mark'owi, który nie wyróżniałby się w tłumie gdyby nie nienaturalnie niebieskie oczy ponoć były naturalne. 

- Oooo Daro! Byłeś u fryzjera! Dobrze ci w tej fryzurze i wreszcie nie na rudo- zaśmiałam się i kręcąc się na kolanach James'a potargałam idealnie ułożoną grzywkę przyjaciela. Cała droga minęła w radosnej atmosferze. Gdy dojechaliśmy szybko rozeszliśmy się po całym wielkim domu i ogrodzie Tyler'a. Ja udałam się do kuchni gdzie szybko spotkałam w miarę znajome twarze szybko podające mi kubeczek z napojem. Gdy go wypiłam jednym duszkiem chwilę z nimi porozmawiałam a później poszłam do salonu, w którym spotkałam solenizanta siedzącego ze znajomymi na sofie. Szybko przedarłam się przez grupkę ludzi i bez zawahania usiadłam na jego kolana.

- Hej kochany! Sto lat, kasy, lasek, potencji i spełnienia marzeń- złożyłam życzenia przytulając go.

- Cześć kotku dawno nie byliśmy wspólnie na imprezie- chłopak odwzajemnił gest po czym rozmawiając ze mną zaczął bawić się moimi rozpuszczonymi włosami. 

- No wiesz... Ostatnio widziałam, że miałeś ciekawsze osoby do spędzania czasu w weekendy- wszyscy znajomi z odrazą patrzyli na mnie. No tak, nie miałam spódnicy ani sukienki, która by odsłaniała za dużo, do tego brak kilograma tapety i bezpośredniość. Zdecydowanie jego towarzystwo nie przypominało mnie. 

- Musimy to zmienić, bo tęsknię za tą Hope, królową imprezy- jego dłonie powędrowały na moje biodra, ale za dobrze się znamy, żeby pozwolił sobie na coś więcej.

- Ale ja nadal jestem królową wszystkich imprez na których jestem tylko, że ciebie na nich ostatnio nie ma- 

- No nie wiem... Może wyszłaś z wprawy? A może to sprawdzimy?- razem wstaliśmy i starym zwyczajem podeszliśmy do baru stając na stole. 

- Uwaga! Znacie zasady! Kto się skrzywi odpada! Wygrany daje wyzwanie przegranemu!- przekrzykiwałam muzykę z plastikowym kubeczkiem w ręku. Gdy już duża grupka zebrała się przy nas poprosiliśmy o nalanie najmocniejszej cieczy jaka była w domu do kubeczków. Po odliczaniu przez ludzi do trzech oboje wypiliśmy szybko zawartość naszych kubków po czym stanęliśmy twarzą do widowni by oceniła nasze miny. W moim przełyku przyjemnie piekło.

-Re-mis, re-mis- usłyszałam co trochę mnie zawiodło, bo zawsze wygrywałam.

- Tyler czyżbyś ćwiczył sam przed lustrem?- zaśmiałam się nachylając dłoń po kolejną porcję.

Kochasz go??Where stories live. Discover now