Rozdział 52

3.4K 140 13
                                    

ALEX:
- Nie spodziewałam się że do mnie przylecisz.

- Nie cieszysz się?

- Cieszę. Oczywiście że cieszę - usmiechnęłam się i dotknęłam jego policzka - po prostu się nie spodziewałam. A tak w ogóle skąd znałeś mój adres?

- Wiesz..., mam swoje sposoby.

- I czasem te sposoby mnie przerażają - zachichotałam i cmoknęłam Lou.

Leżeliśmy z Louisem w moim pokoju. Leżeliśmy już tak z dobre trzy godziny, a jego głowa leżała na moim brzuchu, który co chwilę całował mój brzuch...

- Wróć ze mną do Chicago. Brakuje mi Cię tam.

- A mi Ciebie tu, ale nie chcę jeszcze wracać. Może wrócę dopiero po świętach. W końcu już niedługo będą. Jest już prawie listopad.

- Prawie! Wrócisz dopiero po moich urodzinach? Zostawisz mnie samą w taki dzień?

- Nic ci się nie stanie. Zresztą ty też powinieneś spędzić te święta ze swoją rodziną.

- Nie widziałem ich od lat.

- To czas to zmienić.

- Przepraszam - do pokoju weszła moja mama - może jesteście głodni? Zrobiłam obiad.

- Dobrze. Zaraz zejdziemy.

- Masz wspaniałą mamę.

- Mam nadzieję że twoją też kiedyś poznam.

- Może tak.

- To chodźmy na ten obiad.

*
- Dziękuję za obiad. Był bardzo pyszny i chyba przytyłem z kilka kilo.

- Cieszę że panu smakował.

- Moja żona robi najlepsze obiady.

- Prawda! Jest mistrzynią! - powiedziałam - to co? Może się przejdziemy? Pokaże ci moje ulubione miejsce.

- No jasne. Chodźmy.

Postanowiłam zabrać Louisa nad jeziorko. Chciałam mu trochę opowiedzieć o swoim dzieciństwie i o Stanley'u. Muszę ich sobie przedstawić. Myślę że się polubią.

⚫⚫⚫
- Ładnie tu.

- A nie mówiłam? Spędziłam tu większość dzieciństwa. Szczególnie w lato. Pamiętam jeszcze jak razem ze Stanem kompaliśmy się w jeziorze nago.

- Nago?

- Byliśmy dziećmi! Potem już w kostiumach kąpielowych. Wiadomo zarost, piersi i te sprawy.

- A ten Stan to twój przyjaciel tak?

- Tak. Tylko przyjaciel. Nigdy nas nic nie łączyło. Był i jest dla mnie, jak brat.

- Muszę go koniecznie poznać.

- I poznasz bo zaraz tu będzie, a właściwie już jest.

- Cześć wam!

- Cześć.

- W końcu mogę Cię poznać. Alex ciągle o tobie mówi.

- Nie wiedziałem że aż tyle o mnie mówiła. I mnie też miło cię poznać.

- A ty co? Pokazałaś mu nasze sekretne miejsce!

- Daj spokój!

- To może gdzieś pójdziemy? Do jakiejś knajpy? - zaproponował Stan.

- Ja jestem na tak, a ty kochanie?

- No dobrze chodźmy. Skoro wam tak zależy.

- Ona nie umie odmawiać.

- Z tym się zgodzę.

- No ładnie! Znają się od dwóch minut a już o mnie plotkują. Masakra! - powiedziałam a chłopaki zaczęli się śmiać. I już się polubili.

⚫⚫⚫
- A pamiętasz, jak nauczycielowi od matmy do herbaty dosypałaś soli? Ale był wściekły!

- Błagam! Nie wspominaj mi o nim! - jęknęłam.

- Opowiesz mi jeszcze coś o Alex? Ona nigdy nie chcę mówić o swojej młodości.

- A pytałeś w ogóle? - udałam oburzoną, a chłopaki zaczęli się śmiać - zabawne.

- Nie złość się kochanie. Przecież wiesz że Cię kocham - powiedział Lou i pocałował mnie. Wiedziałam że Stanley'owi może być smutno, więc szybko się odsunęłam.

Stanley zaczął opowiadać o moich wpadkach z dzieciństwa oraz czasów młodocianych. Było przyjemnie i miło, ale niestety ta chwila minęła z chwilą, kiedy zadzwonił telefon Louisa...

- Louis co się stało?

- Wybacz kochanie, ale muszę wracać do Chicago.

- Przecież dopiero dziś przyleciałeś i już musisz wracać?

- Kłopoty w firmie. Naprawdę muszę wracać.

- Skoro musisz to wracaj.

- Pamiętaj że Cię kocham.

- Wiem - odpowiedziałam. Louis wyszedł a ja zostałam sama ze Stanley'em.

- Fajny ten twój chłopak i przystojny! Ale dziwny. Dopiero przyjechał i już wraca. Przecież do Chicago jest kawał drogi.

- No wiesz. Ma swój własny prywatny samolot, więc może być szybciej niż zwykłym, pasażerskim samolotem.

- No to rzeczywiście on musi mieć mnóstwo kasy.

- I co z tego? Nie poleciałam na jego kasę. Kocham go.

- Przecież nie sugeruję ci że poleciałaś na kasę. Nie jesteś taka.

- Ale jednak coś mi nie pasuje. Jakie on może mieć problemy w firmie skoro jego firma jest najlepszą firmą w całej Ameryce i nie tylko. Coś mi tu nie gra.

- Nie wymyślaj sobie nie wiadomo czego. Wróćmy lepiej już do domu. Zrobiło się ciemno.

- Tak. Chodźmy.

LOUIS:
Tak naprawdę nie mam żadnych problemów firmowych, ale za to mam inny. Zadzwonił lekarz Diany prowadzący jej ciąże, który poinformował mnie że Diana trafiła do szpitala i jest w krytycznym stanie. Kiedy to usłyszałem przeraziłem się. Wiem że nie jesteśmy już ze sobą, ale wciąż coś jeszcze nas łączy. Nie wiem czy to jest moje dziecko, ale teraz to nie jest istotne. Teraz liczy się tylko jej życie.

Prezes i jego asystentka ✔ (ZAKOŃCZONE - DO KOREKTY)Where stories live. Discover now