Odnajde cie skarbie

23.4K 932 78
                                    

PATRICK

Stałem od dziesięciu minut pod prysznicem i myślałem o Sophie.Cholera,pierwszy raz się z nią pokłóciłem.Ale gdybym jej powiedział...albo by się wkurzyła,albo chciałaby mi pomóc,a mi na niej za bardzo zależy,żeby ją mieszać w te sprawy.Mam nadzieje,że nic jej się nie stanie.Szantażowali mnie,że stanie się coś mojej "dziuni".Oni tak zawsze szantażują,więc jestem pewien,że nic jej nie zrobią.A co jeśli?
-Cholera!-wydarłem się na całą łazienke i uderzyłem pięścią w kafelki pod prysznicem.Oparłem głowe o zimną ściane i zacząłem głośno oddychając czując jak ciepła woda spada na moje ciało i włosy.Nie wiem czy dobrze zrobiłem,że pozwoliłem jej odejść.Przejdzie jej.W końcu sama mnie przeprosi.Pójdę do niej jutro i zobacze czy wszystko okey.
***

Zaczęłam po woli mrużyć oczy.Otwierałam je i zamykałam.Gdzie ja jestem?Czemu czuje się taka słaba?Podniosłam się na łokciach i syknęłam z bólu,a potem się rozglądnęłam.Byłam w jakimś pokoju.Było tu zimno i strasznie.Twarde i brudne łóżko,obskórne ściany,wielkie drzwi i okno zabite deskami.Okryłam się szczelniej kołdrą i zadrżałam.Cholera,zostałam porwana.Panikowałam,rozglądałam się,ale to na nic.Momentalniee z oczu wypłynęły łzy.

Gdy poczułam,że drzwi się otwierają przeraziłam się i oparłam o ściane.W drzwiach stało dwócj,wysokich,dobrze zbudowanych mężczyzn.Na około trzydzieści lat i nastolatek.Chwila.Znam te oczy,ten straszny uśmiech i włosy.O cholera.Nie nie nie.To niemożliwa.Austin stał u boku tych dwóch facetów uśmiechając się do mnie.
-Obudziła się księżniczka-powiedział.
-Cz...czego chcesz?-spytałam gdy ten zbliżył się do mnie.
-Ciebie-mruknął z uśmiechem.
-P...porwałeś mnie!Dlaczego?Ja chce do domu!
-Skarbie,teraz tu jest twój dom.
-Kłamiesz!Nie chce tu być!
-Zamknij sie-fuknął.
-Ja chce do domu!-krzyczałam i płakałam.-chce do....-nie dokończyłam,bo Austin gwałtownie mnie uderzył.Z noca pociekła mi krew,a policzek strasznie pulsował.
-Teraz się zamkniesz?-syknął i spojrzał na facetów stojących za nimi.-to Stive i Larry.Oni też nie są tu bez powodu.
-Czego wy chcecie?-spytałam drżącym głosem wycierając w rękaw krew z nosa.
-My..tylko owdzięczamy się Patrickowi.
-P...Patrickowi?-spytałam nie dowierzając.-co on wam zrobił?I dlaczego mnie tu trzymacie!-byłam strasznie przerażona i histeryzowałam.
-Po prostu...powiedzmy,że wisi nam sporą sume pieniędzy-po tym wyszli,a ja obserwowałam Sustina który stał obok mnie z uśmiechem.
-Niedługo znowu się zobaczymy-musnął ustami mój policzek i wyszedł zamykając drzwi,a ja zaniosłam się głośnym szlochem.To koniec.Nie wiem co chcą ze mną zrobić,ale się boje.Nie mają litości,wyglądają strasznie.Czy...czy to koniec mojego życia?

Nie wiem ile tak przepłakałam,ale przez małe okno zobaczyłam,że jest już ciemno.Zjawił się jeden z tych facetów i podał mi talerz z jakimiś kanapkami.
-Nie chce-warknęłam.
-Jedz to.
-Nie.
-Powiedziałem jedz to!-wrzasnął.
-Nie jestem głodna-mruknęłam,ale on w tedy uderzył mnie w twarz,a ja znowu zaczęłam płakać.
-Mam potwórzyć?-wycedził.Wzięłam przerażona jedną kanapke i wzięłam gryza.A co jak dodali tam trutke?Albo tabletke gwałtu.
-Grzeczna dziewczynka-uśmiechnął się i wyszedł,a ja rzuciłam kanapką o ściane i zaniosłam się szlochem.Nawet nie wiem kiedy zasnęłam,ale było już bardzo późno.

PATRICK

W sobote od razu po śniadaniu ruszyłem do Sophie.Przez ten dzień nie miałem z nią kontakaktu.Nie dzwoniła,nawet nie pisała.

Zapukałem do jej domu,a po chwili drzwi otworzyła mi jej mama.
-Patrick,cześć.Co chciałeś?-spytała niezbyt uprzejmnie.
-Dzień dobry.Ja do Sophie.Pokłóciliśmy się troche i...
-Ale Sophie nie ma-powiedziała,a ja poczułęm jak zatrzymało mi się serce.
-J...jak to nie ma?-spytał.-u kogo jest?
-Nie wiem.Od wczoraj jej nie ma.Nie odbiera telefonu.Myślałam,że spi u ciebie.Co się dzieje?Patrick,zaczynam się bać.

Cholera.Oni nie mogli jej nic zrobić.Ja pierdziele.To nie możliwe.
Spokojnie.Może ona...u kogoś nocuje i mi nie powiedziała?Ale i tak byłęm przerażony.
-Pewnie jest u Mii-powiedziałem.Starałem się,aby mój głos brzmiał pewnie.
-Może tak.Ale nie wiem.Nie dzwoniła do mnie-powiedziała.
-Ja do niej spróbuje zadzwonić i pani w tedy powiem.
Kiwnęła głową,porzegnała się i zamknęła drzwi,a ja popędziłam do swojego domu.Wziąłem telefon do ręki i wykręciłem numer Mii.
-Patrick?-odezwała się.-hej,co tam?
-Jest u ciebie Soph?-spytałem.
-Um.Nie..nie ma,a coś się stało?
-Nie.Nic się nie stało?
-Słysze po twoim głosie.Gdzie jest Sophie?
-Nie wiem-powiedziałem szczerze.Miałem ochote płakać,coś rozwalić.-wczoraj się pokłóciliśmy wyszła i nie wróciła.
Chwila ciszy.W tle słyszałem tylko szczeknia psów dziewczyny.
-Cholera-usłyszałem po chwili.-zaczynam się o nią bać.Sprawdzałeś u niej w domu?

-W pierwszej kolejności.Dobra,ja ją poszukam.Zadzwonie jakby co.
-Też zadzwonie po znajomych.Trzymaj się Patrick.

Rozłączyłem się i ze złości zrzuciłem dwa kubki które roztrzaskały się w drobny mak.Usiadłem na ziemi i pociągnąłem za włosy.
Odnajde cie skarbie.

To tylko układWhere stories live. Discover now