Pożal się Boże edukacja

2.2K 255 211
                                    

Muszę się jakoś rozgrzać, przez miesiąc nic nie napisałam D: Wybrałam taki uroczy temat, który każdemu z nas jest bliski.

Być może Was zaskoczę, ale nie będę w tym rozdziale narzekać na sam system szkolnictwa, choć o ten temat też zahaczę. Chcę przede wszystkim omówić błędy ludzi przy nauce i złe podejście do sprawy. Ostatnio złapałam lekkiego doła, bo zdałam sobie sprawę, że przede mną tylko rok nauki i trzeba będzie wyfrunąć z gniazdka, by iść na studia. To śmieszne, ale jednocześnie nie mogę się doczekać i chcę ten moment jak najbardziej odwlec. Z jednej strony mam dość szkoły, a z drugiej będę za nią tęsknić, bo uwielbiam mój kierunek, klasę i nauczycieli.

W ogóle wiosna to dla mnie jakiś taki dziwny okres, kiedy wszystko budzi się do życia, ludzie się cieszą, bo słońce i mają nową energie, a ja łapię wiosenną deprechę. Z braku motywacji do czegokolwiek zaczynam dużo myśleć, może nawet za dużo, o bezsensowności swojego życia. I gdybym mogła się podzielić wnioskami z ostatnich przemyśleń z samą sobą sprzed kilku lat, to chętnie bym to zrobiła.

Otóż dokładnie przemyślałam, jak wyglądała moja edukacja i stwierdziłam, że miałam całkowicie złe podejście do nauki przez te wszystkie lata. Oczekiwałam, że to obowiązek nauczycieli i w ogóle szkoły, by władować we mnie informacje, zaś wszelkie egzaminy to kompletny bezsens. Dobra, z tym ostatnim się zgadzam po części, ale skupię się na samym przebiegu nauczania.

W podstawówce moją najniższą średnia było 5.1, przez co dzieci wyzywały mnie od kujonów, choć ja się wcale nie uczyłam, po prostu dużo czytałam. Rodzice dumni, szkoła wręczała stypendium, wszystko pięknie. A potem poszłam do gimnazjum i dostałam strzał w dziób. Nie dość, że dyrektorka chora na przerost ambicji, to jeszcze trafiłam do klasy złożonej z uczniów z najlepszą średnią i to właśnie nas postanowiła uczyć matematyki. Ja zapałałam nienawiścią do tego pięknego przedmiotu, systemu edukacji i całej szkoły. Ledwie na trójach jechałam, a ostatecznie egzamin z matmy napisałam na 80%, więc nie było źle. Z pozostałych przedmiotów też przeciętnie, tylko tyle, że rysować potrafiłam.

W każdym razie uważam, że zmarnowałam trzy lata życia, kiedy mogłam nauczyć się wielu rzeczy. Z gimnazjum nie wyniosłam praktycznie niczego, miałam wielki zastój w rozwoju. Dobrze chociaż, że ciągle czytałam i rysowałam. Potem oczywiście przyszedł czas na technikum i sprawy zaczęły mieć się lepiej - nauczyciele traktowali nas bardziej jak dorosłych, materiał z podręczników był znacznie ciekawszy, a ja powoli zaczęłam pojmować, o co tak naprawdę chodzi.

I w końcu przejdę do sedna, bo muszę podzielić się tą ,,mądrością''. Mam nadzieję, że przeczyta to ktoś młodszy i uda mu się nie marnować czasu na użalanie się, że to wszystko do niczego się w życiu nie przyda.

Owszem, budowa komórki grzyba najprawdopodobniej nigdy nie będzie potrzebna, więc uczenie się nazw jej części na pamięć to głupota (choć do kartkówki trzeba). Tak naprawę trzeba zapamiętać tylko kilka rzeczy: grzyb to nie roślina, grzyb potrzebuje tego i tego do życia, ma takie i takie właściwości itd.

Jak zwykle przekazuję myśli w pokręcony sposób, więc muszę to ująć prościej: choć tego wymaga chory system edukacji, tak naprawdę nikt nie oczekuje, byście byli chodzącymi encyklopediami. Te wszystkie informacje można zdobyć w parę sekund, a szkoła ma jedynie wskazać, gdzie i jak je znaleźć oraz dać nam ogólny kontekst.

Druga sprawa: nigdy nie wiemy, kiedy coś się przyda. Przykład czysto abstrakcyjny: trafiasz na bezludną wyspę i nawet nie wiesz, jak sprawdzić, czy grzyb jest trujący, bo nie uważałeś na przyrce. Uczepiłam się tych grzybów, ale chyba wiadomo, o co chodzi. Ja ostatnio przeglądam stare podręczniki do wos-u i geografii, bo piszę na boku taką ,,poważniejszą'' powieść i nie chcą w niej bzdur zamieszczać, więc dokładnie sprawdzam wszelkie informacje, nim je zamieszczę.

Nie wiem, jak dokładnie ująć w słowa to, co tak naprawdę chcę tym tekstem przekazać, więc znowu posłużę się przykładem: przez cały szkolny okres uczymy się angielskiego, jednak zauważyłam, że większość robi to w całkowicie zły sposób. Uczą się języka, żeby znać język. Brzmi sensownie, ale to tak nie działa. Angielski nie jest celem, tylko środkiem do celu, narzędziem. Po to się go uczymy, by móc w przyszłości z niego korzystać, aby osiągnąć to, na czym nam zależy. Prawdziwa nauka zaczyna się w momencie, gdy odłoży się na bok podręcznik i włączy jakieś zagraniczne filmy na youtube albo zacznie się czytać komiksy po angielsku.

Reasumując: szkoła nie uczy, byśmy umieli, szkoła uczy nas używać narzędzi, którymi są wszystkie przedmioty. Jako że jest to Wattpad i zapewne większość chce kiedyś wydać książkę, posłużę się bazującym na tym fakcie argumentem: każdy z nas napisze swoją powieść bazującą wyłącznie na tym, co siedzi w naszych głowach. A jeśli olewaliśmy edukację, to siedzą tam głównie śmieszne koty z internetów. Potem się okazuje, że pomieszaliśmy fakty historyczne, bohaterka dawno powinna się wykrwawić, bo przesadziliśmy z ilością ran, jakaś tam substancja powinna wybuchnąć, a zwierzęta, które spotka główny bohater w ogóle nie żyją w jego klimacie.

Dla mnie osobiście rozszerzona geografia stała się fascynująca w momencie, kiedy zaczęłam nosić do szkoły notatnik z mapą i informacjami o świecie fantasy, który kreuję. Od tamtej pory niemal zawsze słucham z uwagą oraz notuję właśnie w kontekście mojego uniwersum. Szczerze polecam taki sposób, w ogóle nie mam notatek w zwykłym zeszycie, a pamiętam bardzo dużo z lekcji, bo mam własne skojarzenia.

Może niektórzy znają youtuberkę Lisie Piekło, która w jednym odcinku powiedziała bardzo mądre rzeczy (znaczy ona często mądrze gada). Nie zacytuję dokładnie, ale mniej więcej powiem, o co chodziło. Jeśli już siedzisz osiem godzin w tej szkole, to nie marnuj czasu na obijanie się, by potem mieć robotę w domu. Skoro i tak nic nie poradzisz, że musisz być w tej sali, to posłuchaj nauczyciela. Jak nauczyciel cię nudzi, przeczytaj podręcznik. Podręcznik jest nudny? Poucz się na inny przedmiot. Siedzisz samotnie pod salą na długiej przerwie, bo klasa poszła zapalić:? Odrób zadanie domowe (to już moje słowa, bo jestem w tym małym procencie, który nie pali).

Miałam zamiar ponarzekać jeszcze na oczekiwanie cudów ze strony nauczycieli, ale zrezygnowałam z tego pomysłu. Nauczyciel też człowiek i każdy przekazuje wiedzę na swój sposób, a to w naszym interesie jest, by jakoś to przyswoić. Oczywiście jest argument, że to jego praca i bierze za to pieniądze podatnika, ale nie chce mi się dyskutować w takim kontekście. 

Słowo od Pingwina na koniec: uczcie się kreatywnie, nie zrażajcie do nauki przez kiepskich nauczycieli oraz pamiętajcie, że szkoła nie uczy, byśmy umieli, ale po to, żebyśmy tę wiedzę mogli jakoś wykorzystać.

Nie mam pojęcia, czy ktoś wyciągnie właściwy przekaz z tego tekstu, ale przynajmniej rozruszałam mózg i palce, a także sama siebie utwierdziłam w swoich przekonaniach.

Pingwinowe różnościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz