Rozdział 7 - "Nagroda roku"

4K 396 7
                                    

*Shay*

Wzrok Eleny już dawno powędrował na Kelsiego.

- Nie potrzebuję waszego ułaskawienia, ale i tak wam pomogę. - Mruknęła cicho. 

Czułem, że te słowa kierowała akurat do mnie. Była zbyt dumna, by ugiąć się pod takimi...zabrzmi to śmiesznie, ale takimi dzieciakami, nieznającymi życia.

Może na to nie wygląda, ale Eli jest stara. Ma otwarty umysł, co ratuje ją przed tak zwaną konserwacją. Czyli samoumarciem, stanem, w którym twój umysł wie za dużo, oczy widziały za wiele i nie jesteś w stanie się przystosować. Utykasz myślami w innych czasach, aż twój organizm na powrót staje się śmiertelny i umierasz, a raczej w szybkim tempie się starzejesz, aż nie pozostanie po tobie dosłownie nic oprócz kości.

Przeżyliśmy dzięki przystosowaniu się, choć z tego co zauważyłem, odkąd zamieszkała w świecie śmiertelników, bliżej jej umysłem do siedemnastolatki niż do wielkiej Kapitan Trzeciego Oddziału Królewskiej Gwardii. Oczywiście żartuje. Razem z Eli wyznawaliśmy zasadę życia do dwudziestki, a potem znowu od nowa.

- W takim razie liczymy również na przychylność Lorda Crossa. - Stwierdził Kelsi. Dopiero po chwili zrozumiałem, że mówią o mnie.

- Jeśli zapłacicie...nie widzę przeszkód. To gdzie ta parka Goldenów? - Ja nie miałem problemów, by z nimi współpracować.

- Czekają w stolicy Wysp. Tam, gdzie otworzyli to swoje Przejście — rzekł Lord Sim. Jego akcent był zadziwiająco melodyjny, ale wyspiarze tak mieli. Gdybym chciał, mógłbym upodobnić swój głos do jego.

-Idziemy? - Wstałem. Uspokoiłem się. Moja laska przestała być taka ciepła, to dobry znak. W duchu dziękowałem za ten prezent. Eli myślała, że po prostu nie umiem na wozy trzymać emocji jak i magii, to było piękne kłamstwo, w którym ją utrzymywałem.

Prawda była taka, że z moich palców uciekała śmierć...

Wszystko wokół przyćmiło blask promieni słońca Wysp, gdzie po ułamku sekundy wylądowaliśmy.

Był z nami tylko Kelsi i Sim. Dlaczego Kelsi?
- Tu już was zostawię. - Kelsi miał przytkniętą do ust i nosa chusteczkę. - Klimat południa nie najlepiej działa na moją cerę — mówiąc to, potarł pierścień Rady i zniknął.

- Gdzie oni są? - Spytałem, nie chcąc tracić więcej czasu.
Sim wskazał nam na pałac. Dawno tu nie byłem, ale niewiele się zmieniło. Eli chwyciła mnie pod ramię.

- Wracają wspomnienia co? - Nagle wydawała się uśmiechnięta, miła, wesoła... zmrużyłem oczy.

- Mamy do pogadania, siostrzyczko — siliłem się na stanowczy ton. Ta... siliłem się.

- To ja tu jestem ta starsza, to ty masz się mnie słuchać. - uśmiechnęła się niepewnie. Coś się szykowało.

Zmiąłem w ustach przekleństwo. - Szlag by to, czasami się zastanawiam, dlaczego jesteśmy spokrewnieni.

- Japa. Wiem, że mnie kochasz — mruknęła do mojego ramienia. 

Nie mogłem zaprzeczyć, ale naprawdę byłem na nią zły. Raczej za to, że nie chce mi powiedzieć, co się dzieje, niż za to, że ja nie wiem, co teraz się dzieje.

Ah te kobiety, co za różnica, siostra, żona, córka...wszystkie są chodzącymi tajemnicami.

- To zobaczmy, kto jeszcze szykuje się na nagrodę dla najbardziej wkurzającego rodzeństwa roku.

Świat magiiWhere stories live. Discover now