Pozorne szczęście i złudne poczucie bezpieczeństwa uleci z jedną chwilą, ustępując miejsca nieuniknionej tęsknocie...
Strach przed poznaniem przesłoni racjonalny sposób patrzenia na świat...
Egzystencja skupi się nieświadomie na ciągłej tułaczce po...
Witam Was! Wybaczcieproszę, żeniebyło mnie tu w piątek, ale mójdostęp do Internetubyłograniczony XD Tak więc rozdział ma początekmiłejniedzieli. I informacja! Jako, że zaczyna się rok szkolny, a mnie wracająstudia i -niech to szlag- nauka do poprawki, którą mam już w ten piatek, stwierdziłam, że nie chce powtórki z zeszłego roku. Nie chcę sięstresowaćtym, że nie mam czasu a ciągnie mnie do pisania. Żemuszędodaćrozdział bo sama chce i bo wy chcecie. Hej, teżbym chciała na waszym miejscu. Więcrozdziałybędą co dwa tygodnie jak zawsze w piątki. Dotyczy to Save Me i His Law. Czasamimożecoś wrzucę gratis jak będzie okazja. Więc nadzieja jest. Nie pogniewacie się, prawda? Kochacie mnie przecież x I jeszcze jedno! Jakwrażenia po nowym utworze? Bo ja się od tego uwolnić nie mogę! DUSK TILL DAWN
- Przykro mi. Pan Malik jest na spotkaniu, nie ma go w firmie- tleniona blondynka przy recepcji pokręciła głową. I nie miała tego swojego uśmieszku na twarzy. Patrzyła na mnie trochę ze strachem. - A wie pani może kiedy wróci?- zapytałam szybko. - Niestety. Nie mam wglądu w grafik pana Malika, ale jeśli pani zależy, proszę zapytać Annabelle. Połączę panią telefonicznie. - Nie, nie trzeba- odpuściłam- dziękuję bardzo. Nie musi mu pani mówić, że tu byłam. W sumie pewnie on i tak już o tym wie. Opuściłam budynek i spojrzałam w niebo. Było bardzo gorąco, ani jednej chmurki. Wróciłam do firmy i do końca dnia kończyłam remont z moją ekipą. Mam w sumie dziesięciu pracowników. Szał. Wszyscy inni odeszli następnego dnia, kiedy przejęłam formę. W sumie im się nie dziwię. W mieszkaniu byłam po ósmej. Weszłam do sypialni, rzuciłam rzeczy na łóżko i wparowałam do łazienki, by wziąć prysznic. Kretyn przelał na moje konto sześć milionów dolarów. Dlatego teraz stałam przed bramą na jego posesję. Jest piątek. Więc powinien tu być, a pracę kończy o ósmej, jest przed dziewiątą. Chwyciłam się prętów wysokiej bramy i zbliżyłam do niej twarz. - Zayn!- wydarłam się na ale gardło- złaź na dół! Nic. Ale chwilę później gdzieś na piętrze zapaliło się światło. Czekałam i nic. - Wiem, że mnie widzisz!- krzyknęłam i zatrzęsłam sobą o tą bramę- ZAAAYN! CHODŹ TU, NO!- zapiszczałam psychicznie. Na dole w holu zapaliło się światło i drzwi się otworzyły. Wyszedł na podjazd w skarpetkach i dresie. Bez koszulki, cholera. - Wołałaś mnie?- uśmiechnął się pod nosem. - Tak- zagryzłam wargę dla niepoznaki- wpuścisz mnie, proszę?- uśmiechnęłam się słodko. - Tak, a ty wydrapiesz mi oczy za ten przelew- skrzyżował ręce na torsie. Natychmiast spoważniałam. Byłam o to zła. - Znam cię- mruknął. - Otwieraj- warknęłam- otwierają to żelastwo!- szarpnęłam się. - A nie będziesz agresywna?- zaśmiał się. - Uduszę cię- syknęłam- otwieraj. - Nie- pokręcił głową z uśmiechem- chyba, że dostanę buzi... Ja ci dam po buzi, zobaczysz. Chwyciłam się mocno i wlazłam na pręty. - Layna, co ty... - Jakoś cię dorwę, nie martw się- mruknęłam wchodząc coraz to wyżej. - Zrobisz sobie krzywdę- podniósł głos i spiął się, kiedy przekładałm nogę na drugą stronę. - Prędzej tobie. Jak zejdę. - Poślizgniesz się, uważaj- przeczesał włosy dłonią. Przeszłam na drugą stronę i powoli zeszłam na dół. Podszedł i chciał złapać mnie w talii i postawić na własnych nogach, ale uchyliłam się. - Bierz te łapy- szarpnęłam się znowu- zanim ci je oderwę. Zeskoczyłam na ziemię i odwróciłam się w jego stronę zaciskając pięści. Był jawnie zirytowany. - Mogłaś zrobić sobie krzywdę- rzucił ostro. - Tobie zrobię- syknęłam podchodząc do niego- nie chcę tych pieniędzy. - Potrzebujesz ich. - Co z tego? Ty też. Też masz długi sam powiedziałaś, że twoja firma upada. Ja czuję się winna z tego powodu. I nie mogę tak po prostu wziąć twoich pieniędzy. - Jak sama powiedziałaś to moje pieniądze i mogę z nimi zrobić co chcę- zakomunikował- a chcę umieścić je na twoim koncie. - Odeślę je z powrotem- zagroziłam. - A ja wyślą ci dwa razy więcej- wzruszył ramionami i wsunął dłonie do kieszeni spodni. Ręce mi opadły. Dosłownie. Bo siadłam na podjeździe i jęknęłam chowając twarz w dłoniach opartych o kolana. Słów mi brak. - Tak przecież nie może być- wyjęczałam- nie możesz mi tak o, dać takich pieniędzy- spojrzałam na niego z dołu- to nie jest stówka, czy dwie, to są miliardy dolarów, człowieku. Znowu zachciało mi się beczeć. - Nie możesz tego zrobić- pokręciłam głową- Zayn, ja tego nie przyjmę, nie mogę, naprawdę- zamknęłam oczy. Podszedł i złapał mnie za ramiona, podnosząc na nogi. - Ufasz mi?- zapytał, a ja natychmiast podniosłam wzrok. - Jak nikomu innemu- zapewniłam cicho. - Więc pozwól mi sobie pomóc- poprosił i przytulił mnie do swojego torsu- proszę cię. - Ale Zayn, to za dużo. - Proszę cię- powtórzył i odniósł moją głowę, bym patrzyła mu w oczy- proszę cię- powtórzył ciszej. A ja patrzyłam w jego tęczówki, patrzyłam i patrzyłam. - Layna, zgódź się... - Nie... - Skarbie... no proszę cię- musnął nosem mój- zgódź się. - Próbujesz mnie uwieść- zmrużyłam oczy. - Skarbie i bez tego jesteś moja, już dawno cię uwiodłem- prychnął śmiechem- pozwolisz mi? - Ale oddam. Wszystko oddam- powiedziałam szybko i położyłam dłonie na jego torsie- a ty weźmiesz bez marudzenia- zagroziłam poważnie. - Oj, skarbie- pokręcił głową- jesteś cholernie uparta- stwierdził i uniósł lekko kącik ust- chodź, idziemy. Powiedziałbym, że na wino, ale powiem, że na sok, bo prowadzisz. Objął mnie ramieniem i poprowadził do środka. W salonie... było czysto. I posprzątane. I nie było czuć wódki. - Ekipa wyszła godzinę temu- powiedział za mną- wszystko jest na swoim miejscu. Już nie mam dziur ani w podłodze ani w ścianie. - Przepraszam cię za to- spojrzałam na niego- zachowałam się jak psychopatka. - Trochę tak. Bałem się, że mnie zastrzelisz- skrzywił się i ruszył do kuchni, a ja za nim. Wyjął szklanki potem sok z lodówki. - Chodź na taras, słońce zachodzi- mruknął. I miał rację. Ten sam taras, na którym pierwszy raz piłam z nim wino. Kiedy pierwszy raz tu byłam. Siedziałam z nim na tarasie i bałam się zbliżyć. - Dużo się zmieniło od tego czasu- usiadł obok mnie i podał mi szklankę- wiem o czym myślisz, Layna. Też o tym myślę. Przusunęłam się blisko niego i przytuliłam do jego boku. - Za pierwszym razem siedziałaś na drugim końcu kanapy- prychnął. - Ta. I tego samego wieczoru już spałam z tobą w jednym łóżku- mruknęłam zmęczona- ale mnie powaliło. - Bałaś się- stwierdził i podrapał mnie po ramieniu- tamtego wieczoru. - Trochę- spięłam się- ale to było dawno... - Layna... chciałbym cię zapytać...- spojrzał na mnie i odłożył szklankę na stolik- nigdy nic o sobie nie mówiłaś... O nie, zły kierunek. - Albo wiesz, nie- zmarszczył brwi i odwrócił na moment wzrok- coś ci pokażę, chodź- złapał mnie za rękę i wstał, ciągnąc w stronę przejścia na schody. Zdezorientowana dałam się zaprowadzić do sypialni. O co mu chodziło, dlaczego tak nagle stwierdził, że jednak o nic nie zapyta... - Zayn, co... - Poczekaj, coś dla ciebie mam- zostawił mnie przy łóżku i zniknął w garderobie. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i usiadłam powoli, jakoś niepewnie. Wsunęłam nogi na kołdrę i szczerze? Zachciało mi się spać. W tym łóżku, pod tą kołdrą. Objęłam nogi ramionami i pociągnęłam pod brodę. Zamknęłam oczy i odetchnęłam głęboko. Usłyszałam jak podchodzi do mnie kładzie coś na łóżku. Odwróciłam głowę, a mój wzrok padł na płaskie, prostokątne pudełko w kolorze ciemnego bordo. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na Zayna, który usiadł naprzeciw mnie. - Co to? - Sama zobacz- uśmiechnął się i kiwnął na pudełko. Wyciągnęłam dłonie i chwyciłam pokrywę unosząc ją w górę. O rany... - Urodziny masz jutro, wiem, ale... chciałem ci to dać już teraz.
Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
Komplet najpiękniejszej bielizny, jaką kiedykolwiek widziałam.