III Rozdział 47. 'Znam cię'

4.6K 559 49
                                    

Witam Was!
Wybaczcie proszę, że nie było mnie tu w piątek, ale mój dostęp do Internetu był ograniczony XD Tak więc rozdział ma początek miłej niedzieli.
I informacja!
Jako, że zaczyna się rok szkolny, a mnie wracają studia i -niech to szlag- nauka do poprawki, którą mam już w ten piatek, stwierdziłam, że nie chce powtórki z zeszłego roku.
Nie chcę się stresować tym, że nie mam czasu a ciągnie mnie do pisania. Że muszę dodać rozdział bo sama chce i bo wy chcecie. Hej, też bym chciała na waszym miejscu. Więc rozdziały będą co dwa tygodnie jak zawsze  w piątki.
Dotyczy to Save Me i His Law.
Czasami może coś wrzucę gratis jak będzie okazja. Więc nadzieja jest.
Nie pogniewacie się, prawda? Kochacie mnie przecież x
I jeszcze jedno!
Jak wrażenia po nowym utworze? Bo ja się od tego uwolnić nie mogę! DUSK TILL DAWN

- Przykro mi. Pan Malik jest na spotkaniu, nie ma go w firmie- tleniona blondynka przy recepcji pokręciła głową.
I nie miała tego swojego uśmieszku na twarzy. Patrzyła na mnie trochę ze strachem.
- A wie pani może kiedy wróci?- zapytałam szybko.
- Niestety. Nie mam wglądu w grafik pana Malika, ale jeśli pani zależy, proszę zapytać Annabelle. Połączę panią telefonicznie.
- Nie, nie trzeba- odpuściłam- dziękuję bardzo. Nie musi mu pani mówić, że tu byłam.
W sumie pewnie on i tak już o tym wie.
Opuściłam budynek i spojrzałam w niebo.
Było bardzo gorąco, ani jednej chmurki.
Wróciłam do firmy i do końca dnia kończyłam remont z moją ekipą.
Mam w sumie dziesięciu pracowników.
Szał.
Wszyscy inni odeszli następnego dnia, kiedy przejęłam formę. W sumie im się nie dziwię.
W mieszkaniu byłam po ósmej. Weszłam do sypialni, rzuciłam rzeczy na łóżko i wparowałam do łazienki, by wziąć prysznic.
Kretyn przelał na moje konto sześć milionów dolarów.
Dlatego teraz stałam przed bramą na jego posesję. Jest piątek. Więc powinien tu być, a pracę kończy o ósmej, jest przed dziewiątą.
Chwyciłam się prętów wysokiej bramy i zbliżyłam do niej twarz.
- Zayn!- wydarłam się na ale gardło- złaź na dół!
Nic.
Ale chwilę później gdzieś na piętrze zapaliło się światło.
Czekałam i nic.
- Wiem, że mnie widzisz!- krzyknęłam i zatrzęsłam sobą o tą bramę- ZAAAYN! CHODŹ TU, NO!- zapiszczałam psychicznie.
Na dole w holu zapaliło się światło i drzwi się otworzyły. Wyszedł na podjazd w skarpetkach i dresie. Bez koszulki, cholera.
- Wołałaś mnie?- uśmiechnął się pod nosem.
- Tak- zagryzłam wargę dla niepoznaki- wpuścisz mnie, proszę?- uśmiechnęłam się słodko.
- Tak, a ty wydrapiesz mi oczy za ten przelew- skrzyżował ręce na torsie.
Natychmiast spoważniałam. Byłam o to zła.
- Znam cię- mruknął.
- Otwieraj- warknęłam- otwierają to żelastwo!- szarpnęłam się.
- A nie będziesz agresywna?- zaśmiał się.
- Uduszę cię- syknęłam- otwieraj.
- Nie- pokręcił głową z uśmiechem- chyba, że dostanę buzi...
Ja ci dam po buzi, zobaczysz.
Chwyciłam się mocno i wlazłam na pręty.
- Layna, co ty...
- Jakoś cię dorwę, nie martw się- mruknęłam wchodząc coraz to wyżej.
- Zrobisz sobie krzywdę- podniósł głos i spiął się, kiedy przekładałm nogę na drugą stronę.
- Prędzej tobie. Jak zejdę.
- Poślizgniesz się, uważaj- przeczesał włosy dłonią.
Przeszłam na drugą stronę i powoli zeszłam na dół. Podszedł i chciał złapać mnie w talii i postawić na własnych nogach, ale uchyliłam się.
- Bierz te łapy- szarpnęłam się znowu- zanim ci je oderwę.
Zeskoczyłam na ziemię i odwróciłam się w jego stronę zaciskając pięści.
Był jawnie zirytowany.
- Mogłaś zrobić sobie krzywdę- rzucił ostro.
- Tobie zrobię- syknęłam podchodząc do niego- nie chcę tych pieniędzy.
- Potrzebujesz ich.
- Co z tego? Ty też. Też masz długi sam powiedziałaś, że twoja firma upada. Ja czuję się winna z tego powodu. I nie mogę tak po prostu wziąć twoich pieniędzy.
- Jak sama powiedziałaś to moje pieniądze i mogę z nimi zrobić co chcę- zakomunikował- a chcę umieścić je na twoim koncie.
- Odeślę je z powrotem- zagroziłam.
- A ja wyślą ci dwa razy więcej- wzruszył ramionami i wsunął dłonie do kieszeni spodni.
Ręce mi opadły.
Dosłownie.
Bo siadłam na podjeździe i jęknęłam chowając twarz w dłoniach opartych o kolana. Słów mi brak.
- Tak przecież nie może być- wyjęczałam- nie możesz mi tak o, dać takich pieniędzy- spojrzałam na niego z dołu- to nie jest stówka, czy dwie, to są miliardy dolarów, człowieku.
Znowu zachciało mi się beczeć.
- Nie możesz tego zrobić- pokręciłam głową- Zayn, ja tego nie przyjmę, nie mogę, naprawdę- zamknęłam oczy.
Podszedł i złapał mnie za ramiona, podnosząc na nogi.
- Ufasz mi?- zapytał, a ja natychmiast podniosłam wzrok.
- Jak nikomu innemu- zapewniłam cicho.
- Więc pozwól mi sobie pomóc- poprosił i przytulił mnie do swojego torsu- proszę cię.
- Ale Zayn, to za dużo.
- Proszę cię- powtórzył i odniósł moją głowę, bym patrzyła mu w oczy- proszę cię- powtórzył ciszej.
A ja patrzyłam w jego tęczówki, patrzyłam i patrzyłam.
- Layna, zgódź się...
- Nie...
- Skarbie... no proszę cię- musnął nosem mój- zgódź się.
- Próbujesz mnie uwieść- zmrużyłam oczy.
- Skarbie i bez tego jesteś moja, już dawno cię uwiodłem- prychnął śmiechem- pozwolisz mi?
- Ale oddam. Wszystko oddam- powiedziałam szybko i położyłam dłonie na jego torsie- a ty weźmiesz bez marudzenia- zagroziłam poważnie.
- Oj, skarbie- pokręcił głową- jesteś cholernie uparta- stwierdził i uniósł lekko kącik ust- chodź, idziemy. Powiedziałbym, że na wino, ale powiem, że na sok, bo prowadzisz.
Objął mnie ramieniem i poprowadził do środka.
W salonie... było czysto. I posprzątane. I nie było czuć wódki.
- Ekipa wyszła godzinę temu- powiedział za mną- wszystko jest na swoim miejscu. Już nie mam dziur ani w podłodze ani w ścianie.
- Przepraszam cię za to- spojrzałam na niego- zachowałam się jak psychopatka.
- Trochę tak. Bałem się, że mnie zastrzelisz- skrzywił się i ruszył do kuchni, a ja za nim. Wyjął szklanki potem sok z lodówki.
- Chodź na taras, słońce zachodzi- mruknął.
I miał rację.
Ten sam taras, na którym pierwszy raz piłam z nim wino. Kiedy pierwszy raz tu byłam. Siedziałam z nim na tarasie i bałam się zbliżyć.
- Dużo się zmieniło od tego czasu- usiadł obok mnie i podał mi szklankę- wiem o czym myślisz, Layna. Też o tym myślę.
Przusunęłam się blisko niego i przytuliłam do jego boku.
- Za pierwszym razem siedziałaś na drugim końcu kanapy- prychnął.
- Ta. I tego samego wieczoru już spałam z tobą w jednym łóżku- mruknęłam zmęczona- ale mnie powaliło.
- Bałaś się- stwierdził i podrapał mnie po ramieniu- tamtego wieczoru.
- Trochę- spięłam się- ale to było dawno...
- Layna... chciałbym cię zapytać...- spojrzał na mnie i odłożył szklankę na stolik- nigdy nic o sobie nie mówiłaś...
O nie, zły kierunek.
- Albo wiesz, nie- zmarszczył brwi i odwrócił na moment wzrok- coś ci pokażę, chodź- złapał mnie za rękę i wstał, ciągnąc w stronę przejścia na schody.
Zdezorientowana dałam się zaprowadzić do sypialni.
O co mu chodziło, dlaczego tak nagle stwierdził, że jednak o nic nie zapyta...
- Zayn, co...
- Poczekaj, coś dla ciebie mam- zostawił mnie przy łóżku i zniknął w garderobie.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu i usiadłam powoli, jakoś niepewnie. Wsunęłam nogi na kołdrę i szczerze? Zachciało mi się spać. W tym łóżku, pod tą kołdrą.
Objęłam nogi ramionami i pociągnęłam pod brodę. Zamknęłam oczy i odetchnęłam głęboko.
Usłyszałam jak podchodzi do mnie kładzie coś na łóżku.
Odwróciłam głowę, a mój wzrok padł na płaskie, prostokątne pudełko w kolorze ciemnego bordo.
Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na Zayna, który usiadł naprzeciw mnie.
- Co to?
- Sama zobacz- uśmiechnął się i kiwnął na pudełko.
Wyciągnęłam dłonie i chwyciłam pokrywę unosząc ją w górę.
O rany...
- Urodziny masz jutro, wiem, ale... chciałem ci to dać już teraz.

Komplet najpiękniejszej bielizny, jaką kiedykolwiek widziałam

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Komplet najpiękniejszej bielizny, jaką kiedykolwiek widziałam.

Polsat Was kocha.

SAVE ME | Zayn MalikWhere stories live. Discover now