Rozdział XIX

11.4K 580 41
                                    

Do wyjazdu do Dallas zostały już tylko cztery dni. Z braku konkretnego zajęcia i z chęci spędzenia trochę czasu z najbliższymi, całą rodziną wybraliśmy się na zakupy. Naprawdę całą: ja, Louis, Marie, mama, a nawet tata.

Właśnie siedzę razem z dziewczyną mojego brata w Mc'Donald i popijamy zimną colę. Mężczyźni postanowili sami kupić sobie ubrania, jednak mama się uparła, gdyż sądziła, że sobie nie poradzą, dlatego poszła z nimi.

- Marie, ja jadę do Texasu na dwa tygodnie. Będziecie jeszcze w Stanford, gdy wrócę? - pytam dziewczynę.

- Myślę, że tak. Przyjechaliśmy tutaj na większą część wakacji, więc raczej będziemy - uśmiecha się promiennie.

- No to super. Spędzimy trochę czasu razem, bo od początku wakacji jakoś się nie zbierało - marudzę.

- A tak, słyszałam, z jakiego powodu - Marie puszcza mi oczko. Ze zdziwienia przestaję pić colę.

- Jak to?

- Tak to, podobno zaczęłaś kręcić z pracownikiem Twojego taty.

- To już nieaktualne - spuszczam głowę, gdyż czuję, że spaliłam buraka.

- Co? Dlaczego? - w głosie Marie słyszę troskę i coś w rodzaju udręki.

- Pobił ostatnio mojego kolegę, który wmówił mu, że jest moim chłopakiem. Próbowałam mu wyjaśnić, że to nieprawda, ale był bardzo oschły i chamski. Nie dało mu się nic przetłumaczyć - opowiadam.

- Pobił? - niedowierza.

- Tak, pod naszym domem.

- Bił się o Ciebie. Czy to nie jest znak, że mu na Tobie zależy?

- Podobno jeszcze zerwał z dziewczyną - szepczę.

- No i bingo. Pobił się o Ciebie, dla Ciebie zerwał z dziewczyną. Jest w Tobie zakochany - uśmiecha się lekko chyba po to, żeby dodać mi wiary w jej słowa.

- To dlaczego nie da sobie nic wyjaśnić?

- Bo to tylko facet. Zapewne ma urażoną męska dumę, ale niedługo mu przejdzie, mówię Ci.

- Tak myślisz? - pytam z nadzieją.

- Ja to wiem, Sarah.

- No ale tata...

- Co tata? - przerywa mi.

- Chyba zauważył, że między nami coś jest, bo pewnego razu podsłuchałam jego rozmowę z mamą, z której wynikało, że mają coś do Dana i nie chcą dopuścić do naszego związku - wyjaśniam dziewczynie.

- No nie mów, naprawdę? - Marie ponownie niedowierza.

- Niestety tak.

- A kochasz go? - dziewczyna niespodziewanie zadaje pytanie, które mnie zamurowuje. Przez chwilę nie wiem, co mam jej powiedzieć, lecz ona wwierca się we mnie swoim wzrokiem i oczekuje odpowiedzi, krzyżując ręce na piersiach.

- Tak - odpowiadam bardzo cicho.

- To walcz, niezależnie od przeciwności. Walcz, bo potem będziesz żałować, że nawet nie spróbowałaś. Lepiej jest żałować tego, że się coś zrobiło niż tego, że się poddało i nawet nie spróbowało nic zrobić.

- Tylko jak ja mam walczyć...

- Spróbuj ponownie z nim porozmawiać, pokaż, że naprawdę cholernie Ci na nim zależy. Bo z tego, co powiedziałaś, do tej pory tylko on to okazywał - stwierdza, a ja muszę przyznać jej rację. Przecież ja byłam obojętna w jego towarzystwie, wręcz zimna.

- To prawda, ale... - nie dokańczam, gdyż właśnie podchodzą do nas rodzice z Louisem.

- Idźmy już stąd - mówi tata z grymasem na twarzy. Zakładam, że między nim a mamą była sprzeczka, jednak nie będę o to pytać. Razem z Marie posłusznie wstajemy z krzesełek i wspólnie kierujemy się do wyjścia.

Podchodząc do samochodu, nagle słyszymy krzyk mamy.

- Do jasnej cholery, nie ten rozmiar wziąłeś - wrzeszczy do taty, spoglądając na metkę bluzki znajdującej się w torbie.

- Jak to ja? To Louisa ubrania, on powinien tego dopilnować - broni się mężczyzna.

- Spokojnie, ja zaraz pójdę z Lou do tego sklepu i wymienimy na dobry rozmiar - Marie próbuje załagodzić sytuację.

- Nie ma mowy! Nie pójdziecie sami, idę z wami - kobieta stawia na swoim i już po chwili całą trójka znika w wejściu do galerii. Ja z tatą natomiast wsiadamy do auta.

- Co za kobieta - tata przeciera czoło i uśmiecha się do mnie w przednim lusterku.

- Za to ją kochasz - odwzajemniam uśmiech.

- Tak... A my możemy w końcu porozmawiać - jego twarz poważnieje, napawając mnie tym samym strachem.

- O czym?

- O Tobie i Boltonie - oświadcza, a mi wychodzą rumieńce na policzki.

- Jest w ogóle o czym mówić?

- Ty się chyba w nim zakochałaś. Chociaż żywię ogromną nadzieję, że to tylko zwykłe zauroczenie.

- Tato, proszę Cię...

- Ale co proszę Cię? - przerywa mi. - Przecież to widać. Tyle że ja Ci mówię, nie bądź z nim.

- Bo?

- Bo Cię skrzywdzi, nie będzie Cię szanował, nie będziesz z nim szczęśliwa - wymienia.

- Skąd Ty to możesz wiedzieć, hm?

- Znam go.

- Znasz go tylko z pracy, nie wiesz, jaki jest naprawdę, więc z łaski swojej, daruj sobie te złote rady - odpowiadam zdenerwowana.

- Odkochaj się.

- Przestań do cholery! - wykrzykuję wściekła i szybko się uspokajam, ponieważ wracają pozostali. Odwracam głowę w stronę szyby.

- Musieliśmy się trochę naszukać paragonu, bo gdzieś się zapodział. Dobrze, że w ogóle go wzięliśmy, bo byłby problem - nadaje mama, zapinając pas, ale kiedy wyczuwa napiętą atmosferę, mruży oczy i spogląda to na tatę, to na mnie. - Co się tu wydarzyło?

- Nic - odpowiada krótko tata i rusza w stronę domu.

- Ale...

- Nic, mamo. Przestań już - kończę. Kobieta prycha pod nosem. Ja natomiast siedzę wściekła jak osa. Niesamowicie zdenerwowało mnie te przekonanie taty co do Dana. Jeszcze się przekona, że jego myślenie jest błędne.

Witajcie! Przez rok szkolny praktycznie nie mam czasu na napisanie rozdziału, ale mam nadzieję, że jakoś uda mi się je dodawać częściej. Zostawiajcie po sobie ślad, dzięki!

Córka Mojego Szefa Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz