Rozdział 22.

9.9K 637 66
                                    


Wreszcie Hogwart będzie jego. Niedługo cały świat będzie słuchał jego rozkazów. Po błoniach zamku rozległ się złowieszczy śmiech. Czarna postać odwróciła się do stojącego za nim oddziału. Składał się z kilkunastu najlepszych i najszybszych śmierciożerców. Gdy już wykonają swoje zadanie, wrócą na pole walki jako wsparcie.

-Część z nas, jak już wiecie przedostanie się przez szafkę zniknięć. My wejdziemy inną stroną.

Podszedł do ogromnego, jasnego głazu leżącego koło jeziora. Były na nim wyryte ledwo widoczne runy oznaczające moc i nieśmiertelność. Przesunął po nim czule bladą ręką, wyczuwając każde zagłębienie. Jego czerwone oczy zabłysły w ciemności, a on otworzył usta i wysyczał cicho:

-Na rozkaz dziedzica Slytherina, otwórz przejście do komnaty.

Po chwili kamień zapadł się w ziemię, a w dziurze ukazały się kręte schody, zrobione z marmuru, prowadzące w dół.

-Za mną. -wydał rozkaz i nie odwracając się ruszył przed siebie.

Droga dłużyła się, bo musieli pokonać labirynt, na którego ścianach napisane były wskazówki. Prawdziwe utrudnienie stanowiło jednak to, że to była wężomowa. Po pokonaniu wielu korytarzy, Harry oraz jego oddział znaleźli się w Komnacie Tajemnic. Wszyscy rozglądali się dookoła, szepcząc między sobą. Zaraz potem byli już łazience dziewcząt.

Teraz wystarczy tylko czekać na sygnał. Drużyna Voldemorta ma za zadanie osłabić osłony od środka. Wtedy uderzą główne siły pod wodzą Rabastana. Gdy przeciwnicy pobiegną się bronić Wybraniec zaatakuje ich tyły. Można by powiedzieć, że są specjalnym oddziałem.

Po chwili poczuł pieczenie Mrocznego Znaku.

-Idziemy. Zachowajcie swoją obecność w tajemnicy jak najdłużej.

Wszyscy rzucili na siebie zaklęcie Kameleona i otoczyli się urokiem wyciszającym. Gdy wyszli na korytarz usłyszeli tylko krzyki paniki i odgłosy walki. Ruszyli dalej, zabijając po drodze napotkanego Filiusa Filtwicka.

Weszli do Wielkiej Sali razem z pchającymi się tam uczniami, uważając by żadnego z nich nie dotknąć. Wrota zostały zamknięte zaklęciami i klątwami.

-Cisza! -krzyknęła Pomona Sprout. -Jesteśmy tu bezpieczni.

Rozejrzał się i uświadomił sobie, że są tu tylko młodsze roczniki. Starsze pewnie walczyły na froncie. Podszedł ostrożnie do nauczycielki zielarstwa, dając znak, by śmierciożercy osaczyli każdego z dorosłych. Po chwili każdy z nich leżał martwy na posadzce. Uczniowie przyglądali się temu nic nie rozumiejąc. Harry zdjął zaklęcie maskujące i powiedział:

-Witajcie drodzy uczniowie. -uśmiechnął się, obserwując malujące się przerażenie na twarzach czarodziei.

Wszyscy wyjęli w jego kierunku różdżki. Nie umknęło jego uwadze, że większość dłoni drżało. Prawidłowa reakcja na jego widok. Nie przyszedł tu jednak po to, by obserwować ich strach.

-Spokojnie. Nie chcę zrobić wam krzywdy... Dopóki będziecie wykonywać polecenia. -spojrzał na nich znacząco.

Kilkunastu uczniów razem ze ślizgonami opuściło swoje ręce, jednak ci głupsi jak gryfoni czy puchoni nadal byli gotowi do walki. Harry westchnął w myślach. Czy oni nie widzą swojej marnej sytuacji? Muszą przecież wiedzieć, że gdy staną naprzeciw niego czeka ich śmierć.

-Mam dla was propozycję nie do odrzucenia. Przyłączcie się do mnie, a wy i wasze rodziny będziecie bezpieczni. Oszczędzimy was...

-Kłamiesz! -wrzasnął pulchny, niski blondyn w szatach domu lwa.

Potter zignorował go i ciągnął dalej.

-Ostatnia szansa.

Po chwili przy nim stała połowa Wielkiej Sali.

-A wy? -zapytał pozostałych.

-Nigdy! Jesteś tu sam. Nie masz żadnych szans. -wrzasnął ten sam gryfon co przerwał mu na początku.

-Tak sądzisz? -machnął ręką, a śmierciożercy zrzucili zaklęcie Kameleona. -Zabijcie ich.

W powietrzu było czuć zapach czarnej magii, gromada zielonych promieni uderzyła w uczniów Hogwartu, pozbawiając ich życia.

-Weźcie ich do Riddle Manore. -wskazał na przestraszone dzieciaki, stojące za nim. -Są po naszej stronie. Pilnujcie, żeby nie wałęsały się po rezydencji.

Harry został w Wielkiej Sali sam. Do czasu... Przez wrota wszedł nie kto inny jak Albus Dumbledore.

-Przykro mi. Nie ma już dla ciebie ratunku. -wycelował w niego Czarną Różdżką.

-Nie. To dla ciebie nie ma ratunku starcze. -wysyczał.

Sięgnął po swoją różdżkę i rzucił pierwsze zaklęcie.

Harry Potter i Nieznana PrzepowiedniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz