nachalnosc

przez dodanie okładek mój profil wygląda, jakby znajdował się na nim polski film z okresu prl-u, książka z pchlego targu i opowiadania beksińskiego giggling hard rn 

mordobicie

– а я был коммунистом - коммунистом и остался. и из партии не выходил!

nachalnosc

@mordobicie napisałabym "Пошёл вон!", ale to nie moja kwestia, w każdym razie stan Molchat Doma 
Reply

nachalnosc

„Kładę się na podłogę, a wszystkie kości trzeszczą razem z nią. Czuję ból każdej kończyny, skurcz każdego mięśnia, jak mi się trzewia przestawiają, pojebane buntowniczki. Oczy świdrują tępo sufit, zwykły biały sufit, na którym dzieją się teraz cuda. Białe gołębie nadymają swoje brzuchy i pękają w locie, ich pióra zbierają Adam i Ewa, aby zakryć własny naturalizm. Chmury wyglądają jak wypchane baranki, uduszone przez potężne gady o oczach jak paciorki. Gdzieś w tle wyrasta Drzewo Życia pełne fig o wyglądzie cebuli, pod których ciężarem się uchyla, bo nikomu nie zależy tutaj na wieczności. Hermetyczna Lucy liczy diamenty tuż nad moją głową. Twardówka we wszystkich kolorach tęczy, tęczówka skryta za kleistą mgłą barwy mleka. Zaprasza mnie na łódkę, zgniłą skorupkę orzecha dryfującą bez celu po zanieczyszczeniach. Z uśmiechem wyciąga w moją stronę owoc purpury, zachwycając się jego słodyczą. 
          
          Myślę, że się zgodzę.”

nachalnosc

pisanie czegokolwiek o czymkolwiek w 15 minut dzień piąty i guess
          
          „Pełno chodzących kamer. Krążą wściekle wokół mnie, czarne kreatury o wygłodniałych obiektywach. Rejestrują każdy mój ruch, każdy najmniejszy oddech, nic nie umyka ich uwadze, choć poruszają się dość niewprawnie, góra-dół-góra-dół-góra-dół. Ulice od dawna zakończyły swoją pracę, lecz ja wciąż je widzę. Krążą wściekle wokół mnie, czarne kreatury o wygłodniałych obiektywach, i nie dają mi spokoju. 
          
          Nie wiem, gdzie idę, nie muszę wiedzieć, bo one są wszędzie. Plączę się po zakamarkach opustoszałego miasta, wychodzę na rynek, znikam w odmętach zniszczonych osiedli. Przeglądam się w szybie starego komisu, zmęczone oczy człowieka udręczonego napotykają Ich odbicie. Odwracam się przerażony i nie patrzę już na boki. 
          
          Latarnia barwi brudny chodnik pomarańczami, lecz sama otoczona jest białym, świetlistym kręgiem. W tym świetlistym kręgu stoję ja, główny i jedyny aktor, i czekam na aplauz widowni za sztukę, której nigdy nie zagrałem. Sztukę, którą gram cały czas. Zapraszam na przedstawienie, choć widzę, że wprosiliście się sami.” 
          

nachalnosc

pisanie czegokolwiek o czymkolwiek w 15 minut, dzień czwarty
          
          „Kiedyś powiedziała, że ma w sobie coś z czekolady. Ponieważ jego ciemne loki przywodziły jej na myśl bąbelkową mleczną Milkę. Odburknął jej wtedy coś, żeby spadała, ale uśmiechał się głupio pod nosem, bo przecież nie ma lepszej czekolady od bąbelkowej Milki. Porównywanie go stało się wtedy jej największym hobby. Określała go jako szarlotkę posypaną cynamonem (nie miał pewności, ale chyba chodziło o piegi, których zresztą nie posiadał wcale aż tak dużo), ale przestała, gdy przyznał, że tak w sumie to nie lubię jabłek. Jego policzki nie były już rumiane jak glostery, stały się za to wiśniowe, jakby codziennie chłostał je grudniowy wiatr lub był zakochaną nastolatką (chociaż wcale nie były aż takie szkarłatne), spojrzenie za to przybrało barwy karmelu, bo przecież  "karmelowy" brzmi lepiej niż "piwny". I potrafiła na milion różnych sposobów określić brzydotę jego powyciąganych swetrów, a pod ręką miała setki powodów, przez które nigdy nie osiągnie upragnionych stu osiemdziesięciu centymetrów wzrostu. I zawsze żartowała z jego odstających uszu i tego, że na pewno je szyszki, bo we wczesnej podstawówce był harcerzem. A on nigdy nie rozumiał, dlaczego jest porównywany do słodyczy, więc nazywał ją głupiutką i się śmiał. A ona śmiała się z nim, lecz pewnego dnia przestała i przez jakiś czas nie śmiał się już nikt. I nikt nie porównywał go już do niczego.”
          

nachalnosc

wczoraj nic nie napisałam, bo nie było kiedy, ale dzisiaj tworzyłam pod wpływem lany del rey a to prawie jakby było się pijanym
          
          „Patrzę, jak naciągasz cięciwę. Traf w serce, jeśli naprawdę mnie kochasz.
          
          Och, niebiański Kupidynie! Stoję przed Tobą w swojej białej sukience i widzę, jak ma pierś barwi się szkarłatem. Czy to wino, które piliśmy zeszłego wieczoru? Och, w żadnym kieliszku nie smakowało tak dobrze, jak spijane z Twoich ust wraz ze słodyczą pięknych kłamstw! Dlaczego udajesz, że nie widzisz obłąkania w mych oczach? Bawiliśmy się tak świetnie, a teraz Twa obojętność sprawia, że czuję się smutna! 
          
          Patrzę, jak nieruchomiejesz. Traf jak najszybciej, jeśli naprawdę mnie kochasz. 
          
          Czy naprawdę muszę Cię prosić o pośpiech? Przecież nigdy nie zwlekałeś z żadnym z wiśniowych pocałunków! Teraz jesteś tak spokojny, podczas gdy mnie pożera szaleństwo. Jak możesz być tak spokojny? W oczach chowasz obłudę milionów diabłów tańczących na naszą cześć. Och, żyję tylko po to, aby umrzeć z Twojej ręki! 
          
          Patrzę, jak wypuszczasz strzałę. Trafia w serce, bo naprawdę cię kocham.”

nachalnosc

pisanie czegokolwiek o czymkolwiek w 15 minut dzień drugi, inspiracja: jaskółki na niebie za oknem
          
          „Współczesny Ikar pragnie dotknąć nieba.
          
          Pióra oblepiają jego plecy, lecz próżno szukać na nich midasowych złoci. Smoła spływa po kręgosłupie, hadesowa rzeka, zlepiająca kruche skrzydła w zastępstwie dla miodowego wosku. Czuje ogromny ból, a skrzydła stają się większe i większe, wyrastają wprost z martwego szkieletu, potężne ramiona, które wyryły na jego twarzy wyraz dogłębnego cierpienia. Tortura ciągnie się i ciągnie, lecz trwa w swym udręczeniu cierpliwie, bo wie, że pewnego dnia rozłożą się w pełni.
          
          Pewnego dnia stanie się niewyobrażalnie lekki. 
          
          Wzniesie się do lotu. Uśmiechnie się do siebie, bo zauważy, że zza chmur wyłania się słońce.
          
          Współczesny Ikar umrze na chodniku i wspominać nie będzie go nikt.”