Przez ostatnie cztery dni czytałam "Czerwone drzewo" Catlin R Kierman. Postaram się nie spolerować.
Książka napewno DZIWNA, trzeba to wiedzieć, nie jest klasycznym przykładem horroru. Jednak w tym wszystkim jest w pewien sposób ekscytująca, jawa miesza się z snem i czasami nie wiadomo co jest czym. Gdy przychodzi do konfrontacji z tytułowym drzewem albo piwnicą cóż, czasem przechodzą ciarki. Jednak przez większość czasu mamy tu Sarę która próbuje pogodzić się z śmiercią partnerki. Tak, dobrze przeczytaliście, na tyle okładki powinien być hasztag girlxgirl czy coś podobnego.
Wszystko zapisane jest w formie dziennika podzielinego na wpisy i rozdziały, co całkiem dobrze ułatwia czytanie, mimo ciągłego chosu tam panującego. Większość pisze Sara z swojej perspektywy i przyznając bez bicia jest czasem poprostu wredna, a jeszcze częściej odchodzi od tematu robiąc dygresje, co sama zresztą przyznaje. Przynajmniej nie zmienia zdania co chwila, a jej charakter jest raczej ciągły i nie ma wielkich odstępstw, a jak już to krótkie przebłyski. Są tam też fragmęty maszynopisu doktora Harveya, który mieszkał w posiadłości niedaleko drzewa przed nią i szukał wszelkich informacji o drzewie.
Chyba poprostu zamieszczę tutej jeden z cytatów tej książki by oddać to, co najbardziej mi się w niej podobało.
"Noc ma kły, Noc ma pazury, a ja je znalazłam.
Idąc przez ten las, stanęłam przed nimi."
Książka napewno nie zostanie zrozumiana przez wielu, jeszcze mniej ją polubi. Mnie samą zaczyna trochę boleć głowa, ale nie jest tak źle bo nie chciałam jej wyrzucić przez okno co piędziesiąt stron jak to chciałam zrobić przy "Okrutnym Księciu". Najgorszą wadą tej książki są pourywane wątki, jak nici które się postrzępiły zanim ktoś zawiązał słupeł i ogólna nie spójność niektórych wpisów. (Tak wiem, że sama popełniam te błędy i szczersze się za to nienawidzę. Ale nie chce też pisać na siłę bo wyjdą flaki z olejem)
A co wy ostatnio czytaliście na papierze? Macie coś do polecenia?