Andrzej D. wiedzie spokojne życie prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej.
Ma wszystko, żonę, pieniądze, władzę.
Ale co się stanie gdy pozna zagubionego Bronisława?
Czy ich miłość ma szansę przetrwać?
Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
oh, cinderella, they aren't sluts like you
*Bronek POV*
Sekundy pędziły jak ludzie do koncertowych barierek. Nie wiem jak, ani kiedy znalazłem się w nim, aczkolwiek czułem, że mój lód w końcu trafił do odpowiedniej zamrażarki. Tracę wszelkie poczucie siebie, każdy atom mojego istnienia całkowicie koncentruje się na tej małej, potężnej elektrowni w zwieńczeniu ud. - Niegrzeczna, słodka dziewczynka - schyliłem się nad jego twarzą i szepnąłem mu do ucha. - Złap mnie za pośladki! - wykrzyknął. Gdy złapałem go za brodę, wydał donośny jęk. Jego jęki są dla mnie niczym muzyka klasyczna, fiołki i wszystkie cuda świata. Aż mi suty stwardniały. Tempo przyśpiesza, a ja czuję się jakbym był na prostej i pięknej drodze do piekła. - Andrzej Sebastian Duda! - krzyknąłem, szczytując. Chwilę pózniej niczego nie było. Jawę przysłoniło coś tak wielkiego, jak ego Kanyego Westa. Wyszedłem. Zostawiłem go samego, a poczucie winy pożerało mnie szybciej, niż papież kremówkę. Nie mogę nic zrobić. To dla mnie za trudne.
*Andrzej POV*
Pustka w pokoju była niezwykle przytłaczająca. Przez wspomnienia o jego oczach rozświetlonych podnieceniem jak lampki choinkowe, moja wewnętrzna bogini płakała i błagała o więcej. Ślady po kajdankach były nadal widoczne. Czuję się z tym okropnie.
To nie może się więcej powtórzyć. To nie ma racji bytu, jak Snapchat na Facebooku. W końcu jestem prezydentem. Powinnem wiedzieć, że Polska jest biało-czerwona heteroseksualna. W takim tempie zostanę wege, pójde na prawo i zacznę trenować crossfit. Nie mogę na to pozwolić.