Description
- Dokąd? - pyta niepewnie kierowca, zerkając na mnie w lusterku wstecznym. - Jak to dokąd? Mam tu kosmetyczkę. - Na lotnisko. - wypowiada w tym samym czasie Domenico. Że co, proszę? - Kosmetyczka! - wypowiadam zaciekle. - Nie zmienię swoich planów tylko dlatego, że uratowałam przybłędę od śmierci! - Lotnisko! - warczy facet. - Kosmetyczka! - powtarzam przez zaciśnięte zęby. No wiecie, co? Nie dość, że jest moim dłużnikiem, bo przerwałam jego egzekucję, to jeszcze ma czelność rozkazywać mojemu kierowcy, grzejąc siedzenie MOJEGO, wypożyczonego samochodu? - Lotnisko do chuja! - kierowca spogląda to na mnie, to na Domenico z niepewnością. - Ja tu rządzę. - spieram się. - I mam wizytę u kosmetyczki, więc stul dziób i grzecznie pozwól się zawieźć do Edvige! Może da ci jakąś maseczkę na twarz! - ciemnowłosy parska śmiechem, po czym przykłada lufę pistoletu do skroni kierowcy. No teraz to już przegina! Facet siedzący za kierownicą, głośno przełyka ślinę, a ja bez zastanowienia wyjmuję ze swojej torebki rewolwer, a następnie przykładam go do potylicy Włocha. I co teraz, przystojniaczku? Zapada cisza. Krótka, lecz treściwa. - No proszę. - kpi Domenico. - Ktoś tu wie jak trzymać broń. - nachylam się nad jego uchem z cwanym uśmieszkiem. - Strzelać tego potrafię. - zapewniam z pewnością siebie. Piąta część rówieśniczki diabła.